​Prawo i Sprawiedliwość szuka sposobu, by w kwestii majowych wyborów korespondencyjnych przeciągnąć na swoją stronę posłów Porozumienia Jarosława Gowina - informuje Onet. Politycy dostają propozycje stanowisk w spółkach Skarbu Państwa, ale też sugeruje im się, że mogą być przygotowywane na nich haki, m.in. w postaci kompromitujących nagrań.

REKLAMA

Jak podaje Onet, PiS proponuje niektórym politykom Porozumienia stanowiska ministerialne lub posady w państwowych spółkach. Jeden z rozmówców Onetu mówi o wysokiej pensji. Setki tysięcy rocznie. Do tego praca dla grupy moich współpracowników. Wszystko zaraz po głosowaniu dotyczącym wyborów prezydenckich. Oczywiście, musiałbym wtedy zrzec się mandatu poselskiego - mówi polityk Porozumienia.

Onet zwraca uwagę, że w przypadku rezygnacji z mandatu ludzi z Porozumienia, trafiałby on do kolejnych kandydatów z list wyborczych, czyli w tym przypadku do ludzi PiS.

Portal podaje także, że sojusznikom Jarosława Gowina zasugerowano, że prokuratura przygląda się ich działalności biznesowej. Ostrzeżenie otrzymał jeden z posłów, który pracował w "dużej spółce państwowej". Politycy są także zapraszani na indywidualne rozmowy z premierem Mateuszem Morawieckim oraz prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim. Pojawiają się także informacje o "nagrywaniu targów o stanowiska".

Zjednoczona Prawica ma w Sejmie 235 posłów, czyli raptem o 4 mandaty więcej od minimalnej większości. Porozumienie Jarosława Gowina, tworzące rządzącą koalicję, ma 18 posłów. To oznacza, że "gowinowcy" mogą zablokować działania PiS, m.in. te zmierzające do uchwalenia ustawy o majowych wyborach korespondencyjnych.

Politycy z kierownictwa PiS w rozmowie z Onetem mówią, że w przypadku wolty Gowina rozważanych jest kilka planów awaryjnych. W jednym przypadku partia rządząca skłaniałaby się do zorganizowania tradycyjnych wyborów nawet pod koniec maja.

Istnieje też niebezpieczeństwo, że Gowin mógłby próbować przejąć Sejm wraz z opozycją. Wówczas nie będzie innego wyjścia, jak doprowadzić do kolejnych wyborów parlamentarnych - mówi rozmówca Onetu z Nowogrodzkiej.

Rząd chce, by 10 maja odbyły się wybory korespondencyjne

Ostatnia nowelizacja kodeksu wyborczego zakłada, że rozszerzenie możliwości głosowania korespondencyjnego o osoby mające ponad 60 lat i te, które znajdują się w kwarantannie. Wcześniej prawo do takiej formy głosowania przysługiwało tylko osobom niepełnosprawnych.

Ponadto w związku z pandemią koronawirusa rząd chce, by zaplanowane na 10 maja wybory prezydenckie odbyły się w całości korespondencyjnie. Zgodnie z uchwaloną przez Sejm ustawą, głosowanie ma się odbyć bez przerwy od godz. 6 do godz. 20. W tych godzinach wyborcy - samodzielnie lub za pośrednictwem innej osoby - będą musieli umieścić kopertę zwrotną (z kartą do głosowania oraz podpisanym oświadczeniem o osobistym i tajnym oddaniu głosu) w specjalnie przygotowanej do tego celu nadawczej skrzynce pocztowej na terenie gminy, w której widnieją w spisie wyborców.

Według przepisów, operator pocztowy obowiązany do świadczenia usług powszechnych - w terminie przypadającym od 7 dni do dnia przypadającego przez dniem wyborów - doręczy pakiet wyborczy bezpośrednio do oddawczej skrzynki pocztowej wyborcy na adres wskazany w spisie wyborców.

Ustawa autorstwa PiS zakładająca zorganizowanie wyborów prezydenckich w tym roku wyłącznie korespondencyjnie obecnie jest w Senacie. Marszałek Senatu Tomasz Grodzki zapowiedział, że Izba wykorzysta pełne 30 dni, jakie ma na zajęcie stanowiska w sprawie ustawy. W środę marszałek Grodzki poinformował, że obecnie do Senatu zaczynają spływać opinie ekspertów ws. przeprowadzenia wyborów prezydenckich 10 maja.