"Ten dodatkowy rok to 12 miesięcy ciężkiego treningu i wyrzeczeń, ale postanowiłem ten dodatkowy rok poświęcić" – mówi o przełożonych igrzyskach olimpijskich windsurfer Piotr Myszka. Tłumaczy też, dlaczego w deskowej klasie RS:X przełożenie igrzysk ma dodatkowe reperkusje. W rozmowie z dziennikarzem RMF FM Patrykiem Serwańskim Myszka opowiada również o rodzinnym Mrągowie i ukochanych Mazurach.

REKLAMA

Piotr Myszka o przełożonych igrzyskach olimpijskich


To decyzja najlepsza z możliwych. Termin w 2020 roku był mało realny, patrząc na to, co dzieje się na świecie. Ciężko byłoby się profesjonalnie przygotować. Sama decyzja zatem jak najbardziej ok, ale wiadomo, że każda dyscyplina sportu miała już pewne plany związane z kolejnymi sezonami.

W naszym windsurfingu olimpijskim klasa RS:X miała zostać zastąpiona nową klasą windsurfingową z hydroskrzydłem, która miała zadebiutować na igrzyskach w Paryżu w 2024 roku. Regaty w klasie RS:X w tym roku by się kończyły i zawodnicy mogliby się przenieść do nowej klasy. W obecnej sytuacji to wszystko się trochę komplikuje. Część zawodników musi zostać w RS:X i trzymać formę. No ale ci, którzy myślą o Paryżu, muszą pływać też w nowej klasie. Koronawirus trochę nam namieszał. W obecnej sytuacji rok dłużej trzeba zostać w RS:X. Poziom przygotowania fizycznego można jednak utrzymać Doświadczenia mi nie brakuje. Te dodatkowe 12 miesięcy to dla mnie nie problem.

Piotr Myszka o tym, jak poradzić sobie ze sportową motywacją przez 12 dodatkowych miesięcy

W naszym sporcie częste zmiany są czymś normalnym. Oczywiście, dodatkowy rok ciężkiej, mozolnej roboty to kolejny rok wyrzeczeń, podporządkowania wszystkiego igrzyskom. Dla niektórych sportowców to może być problem. Ja patrzę na to inaczej. Uprawiam żeglarstwo bardzo wiele lat, a to mogą być może drugie igrzyska, choć uczestniczyłem w czterech w sumie kampaniach olimpijskich. Widziałem, jak to wygląda. Nie jest dla mnie problemem, by się dopasować. W marcu wiedziałem już, że szanse na igrzyska są niewielkie i wyczekiwałem tej decyzji o przełożeniu. To był trudny moment. Czekałem na decyzję, ale trenowałem i normalnie się przygotowywałem.

Po decyzji przez kilka dni musiałem wszystko przemyśleć, porozmawiać z najbliższymi. Wiele rozmów przeprowadziliśmy także z trenerami. Zapadła decyzja, że poświęcam kolejny rok. Zachowam się jak typowy profesjonalista.

Piotr Myszka - "skazany na żeglarstwo"

Wychowałem się w Mrągowie i miałem ułatwioną drogę do żeglarstwa. Prężnie działał wtedy klub Baza Mrągowo, który do tej pory funkcjonuje i świetnie sobie radzi. W tamtych czasach poza piłką nożną żeglarstwo było sportem numer jeden w Mrągowie. Treningi były darmowe, a rodziców nie byłoby stać, żeby wysłać mnie i moich trzech starszych braci na takie płatne zajęcia. Kluby sportowe były wtedy dobrze dofinansowane i mogliśmy się rozwijać.

Miałem możliwość spróbować żeglarstwa. Poszedłem drogą starszych braci. Nie miałem wyjścia. Jako najmłodszy starałem się rodzeństwu dorównać i jakoś się wkręciłem się w żeglarstwo.

Piotr Myszka o Mazurach

Wracam do dziś w rodzinne strony. Mazury są w moim sercu. Mrągowo, jezioro Czos. Staram się odwiedzać ważne dla mnie miejsca. Z chęcią przyjeżdżam do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i pomagam, choćby wizerunkowo, by pokazać, że z Mrągowa można wyjechać w wielki sportowy świat.

Całe życie mieszkałem nad jeziorem. Od najmłodszych lat każdą wolna chwilę spędzaliśmy na jeziorze, zimą na lodzie.

POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY PATRYKA SERWAŃSKIEGO:

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Piotr Myszka w RMF FM: Mazury mam ciągle w sercu

Piotr Myszka o Pikniku Country

Piknik Country był wtedy u szczytu popularności. Całe Mrągowo i okolica czekały na tę imprezę. My za dzieciaka jak tylko mogliśmy to staraliśmy się przedrzeć na teren amfiteatru. To się czasami udawało. Przypływaliśmy też łódką przez jezioro i staliśmy na wodzie kilkanaście metrów za sceną i tak oglądaliśmy koncerty. To był taki przywilej lokalsów. To było naprawdę wydarzenie. Byliśmy tak co roku od początku do końca.

Co odstresowuje Piotra Myszkę? Jak spędza czas w warunkach izolacji?

Moja żona jest psychologiem i ma naprawdę dużą bibliotekę. Podkradam jej przynajmniej 1-2 książki na wyjazd i się dokształcam. Lubię obejrzeć dobry film, a na zawodach bardzo pomagają gry. Pozwalają się odstresować, odprowadzają uwagę od regat. To pomaga mi utrzymać koncentrację, ale obniża stres. On zawsze mi towarzyszy, mimo że tysiąc razy startowałem.

Ważne, żeby znaleźć sobie coś takie, co pomaga. Czasami, jeśli chcę się uspokoić albo pobudzić, pomaga mi muzyka. Teraz, kiedy trzeba siedzieć w domach, trzeba sobie urozmaicać czas. Po kilku dniach oglądanie filmów może się znudzić. Warto mieć pod ręką książkę albo planszówkę, żeby pograć wspólnie z rodziną. Może też być gra na konsoli. Ważne, żeby wytwarzały się interakcje.

Może warto teraz odświeżyć zapomniane umiejętności? Wrócić do gry na gitarze i nie myśleć tylko o koronawirusie. Zróbmy coś dla siebie, dla rodziny.