Przyznam szczerze, że mimo krytycznego podejścia do działań prokuratury, przez blisko 5 lat smoleńskiego śledztwa, nie wpadłbym na to, że niezwykle istotne dla ustalenia przyczyn katastrofy zapisy czarnych skrzynek, były kopiowane w sposób tak nieprofesjonalny, a liczni eksperci, przez lata pracowali na materiale tak niskiej jakości. Nie wpadłbym również na to, że o pojawieniu się nowych stenogramów, tak oczywiście wpisujących się w jedną z narracji dotyczących przyczyn katastrofy, nie zostaną wcześniej poinformowane rodziny ofiar.

REKLAMA

PRZECZYTAJ STENOGRAMY ROZMÓW UJAWNIONE PRZEZ RMF FM

Wypada zadać kilka pytań.

Kto wykonywał wszystkie poprzednie kopie, nasi eksperci, czy strona rosyjska?

Czy wyjaśniono, jakiej ostatecznie długości jest nagranie?

Jak to możliwe, że kopię nagrania z wyższą częstotliwością próbkowania wykonano dopiero w lutym ubiegłego roku? Czy nikomu wcześniej nie powinno to przyjść do głowy?

Kto wreszcie odpowie za to, że wcześniejsze czynności były prowadzone po prostu niestarannie?

Podczas konferencji prasowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej, ponad tydzień temu, powróciła opinia o tym, że nie była zachowana tzw. sterylność kokpitu i że niewykluczona jest obecność w kabinie gen. Andrzeja Błasika. Dlaczego prokuratura, w oczywisty sposób wyciągając taką opinię z tych nowych stenogramów, nie opublikowała ich wtedy i kiedy w takim razie zamierzała to zrobić?

Jeśli nagle po 5 latach śledztwa w tak poważnej sprawie, pojawia się o jedną trzecią więcej danych z rozmów w kabinie pilotów, i jeśli - jak na zamówienie - większość z tych nowych danych ma potwierdzać tezy MAK i raportu Millera, wiadomo, że materiał ten będzie budził kontrowersje. I w oczywisty sposób pojawią się pytania o to, czego jeszcze nie odczytano. I czy ewentualna kolejna kopia nagrania może coś w tej sprawie zmienić.

I wreszcie sprawa najważniejsza. Jak możemy wierzyć w jakiekolwiek ustalenia prokuratury, skoro ani czarnych skrzynek, ani wraku tupolewa nadal w Polsce nie ma. To co się stało, jest najlepszym dowodem, że dostęp do oryginalnego nagrania, a więc samych czarnych skrzynek jest kluczowy i mówienie o tym, że nie są one istotnym dowodem w sprawie jest absolutnie nieuzasadnione. Podobnie zresztą jest w przypadku wraku, a dokładnie tego, co z niego jeszcze zostało. Jeśli możliwe jest, że po 5 latach śledztwa nagle okazuje się, że najistotniejsze dowody były badane nieprofesjonalnie, jakim cudem mamy wierzyć, że podobnie rażących błędów nie popełniono w innych elementach śledztwa. I, że inne wersje zdarzeń niż lansowana od pierwszych minut po katastrofie, teoria "naciskowa", były starannie weryfikowane. Przykro mi, ale ja w to nie wierzę.