Można by rzec, że NATO na lipcowym szczycie w Wilnie cofnie się do przeszłości. Kraje członkowskie Sojuszu Północnoatlantyckiego mają bowiem zatwierdzić tajne plany wojskowe, które po raz pierwszy od czasów zimnej wojny szczegółowo opisują, jak NATO zamierza zareagować na ewentualny atak Rosji.

REKLAMA

Decyzja o zatwierdzeniu tajnych planów to fundamentalna zmiana - NATO przez dziesięciolecia nie widziało potrzeby opracowywania planów obronnych na dużą skalę. Uważano, że poradziecka Rosja nie stanowi już egzystencjonalnego zagrożenia.

W obliczy najkrwawszej od 1945 roku wojny w Europie, toczącej się za wschodnią granicą Polski, NATO jest przekonane, że musi mieć wszystko zaplanowane na długo przed wybuchem konfliktu z równorzędnym przeciwnikiem, takim jak Rosja.

Tworząc tzw. plany regionalne, NATO udzieli krajom wskazówek, jak unowocześnić ich siły zbrojne i logistykę - podała agencja Reutera.

Sojusznicy będą dokładnie wiedzieć, jakie siły i środki są potrzebne, gdzie, co i jak rozmieścić - powiedział sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg, komentując kwestię zatwierdzenia ściśle tajnych dokumentów. Podobnie jak podczas zimnej wojny, tak i teraz konkretne siły zostaną przydzielony do obrony określonych regionów.

Agencja Reutera zauważa, że zatwierdzenie tajnych planów wojskowych formalizuje proces zapoczątkowany przez Rosję w 2014 roku, kiedy doszło do aneksji Krymu. Wówczas po raz pierwszy zachodni sojusznicy zostali zmuszeni do rozmieszczenia oddziałów bojowych na wschodzie.

Nowe wyzwania

Choć trzon NATO nie uległ zmianie, to od 1990 roku granica Sojuszu Północnoatlantyckiego przesunęła się o ok. 1000 km na wschód, a sama organizacja rozrosła się z kilkunastu do 31 członków.

Samo przystąpienie Finlandii do NATO w kwietniu podwoiło granicę sojuszu z Rosją do ok. 2500 km, wymuszając bardziej elastyczne podejście do rozmieszczania sił niż w przeszłości, kiedy jako główną strefę walk postrzegano Niemcy.

Kolejną różnicą jest to, że NATO nie przygotowuje się już do prowadzenia wojny nuklearnej z Rosją i jej sojusznikami. Większość z nich jest teraz członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Nie wyobrażamy sobie, by mogło dojść do takiego konfliktu, jak zimna wojna - powiedział Ian Hope, historyk z Naczelnego Dowództwa Sojuszniczych Sił Europy (SHAPE), cytowany przez agencję Reutera. Kanadyjczyk wskazał raczej na regionalne konflikty, które wymagałyby szybkiej interwencji przez rozmieszczone siły.

Zmianą względem czasów zimnej wojny są też wyzwania, jakie stawiają internet, szybki przepływ informacji, drony i nowoczesne uzbrojenie (jak np. broń hipersoniczna).

Dobrą wiadomością jest to, że mówimy o przejrzystości pola walki. Przy wszystkich satelitach i danych wywiadowczych jesteśmy w stanie dostrzec rozwijający się kryzys - powiedział gen. por. Hubert Cottereau, zastępca szefa sztabu SHAPE. W przypadku Ukrainy mieliśmy wszystkie informacje z dużym wyprzedzeniem - zaznaczył.

Przejrzystość pola walki jest jednym z powodów, dla których NATO, wbrew postulatom państw bałtyckich, nie widzi pilnej potrzeby zwiększenia liczebności wojsk na wschodzie.

NATO gotowe do walki

Przedstawiciele NATO szacują, że pełne wdrożenie planów zajmie kilka lat. Podkreślają jednak, że Sojusz Północnoatlantycki może natychmiast przystąpić do walki, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Jesteśmy gotowi do walki nawet i dziś wieczorem. (...) Musimy być w stanie walczyć dziś wieczorem, jeśli to konieczne, z tym, co mamy - zaznaczył gen. por. Hubert Cottereau.