"Zabrakło trochę w każdym elemencie: czy to skuteczności, czy doświadczenia w grze z lepszymi zespołami. Nie wykorzystaliśmy swoich szans w przewagach - a to naprawdę był punkt, który mógł zdecydować o losach każdego spotkania" - tak Miroslav Zaťko, obrońca Ciarko PBS Bank KH Sanok, podsumowuje w rozmowie z RMF FM porażkę swojej drużyny w trzeciej rundzie Pucharu Kontynentalnego. "Nikt nie był zadowolony z tego, że przegraliśmy trzy mecze. To normalne. Ale nie zdarzyło się, by ktoś miał do kogoś pretensje" - dodaje.

REKLAMA

Edyta Bieńczak: Jaka atmosfera panuje w zespole po porażce w Angers?

Miroslav Zaťko: Jest dobra. Turniej nie był udany, ale myślę, że nie będzie to miało jakiegoś dużego wpływu na atmosferę w drużynie.

Nie było negatywnych emocji, wzajemnych pretensji między zawodnikami?

Na pewno nikt nie był zadowolony z tego, że przegraliśmy trzy mecze. To normalne po porażce. Ale nie zdarzyło się, żeby ktoś miał do kogoś pretensje.

Rozpoczęliście turniej od wysokiej porażki 0:4 z gospodarzami, Les Ducs d'Angers. Oddaliście w tym meczu niemal tyle samo strzałów co rywale - 26 do 28 - ale całkowicie zabrakło skuteczności.

Pierwszy mecz był dla nas bardzo trudny. Tamtejsze lodowisko ma mniejsze rozmiary niż nasze w Sanoku. W tym sensie gospodarze mieli nad nami przewagę, zagrali lepiej taktycznie.

My mieliśmy swoje okazje, to prawda, ale zabrakło skuteczności.

W drugim meczu, z białoruskim Niomanem Grodno, było już lepiej i wymiar kary był niższy. Znów zabrakło skuteczności, nie wykorzystaliście wielu przewag.

To prawda. W meczach z takimi drużynami, mocniejszymi, z lepszych lig, gra w przewagach i osłabieniach decyduje o wyniku. My w tych okresach nie strzeliliśmy bramek, choć były do tego okazje.

Mimo tych dwóch porażek przed ostatnim meczem wciąż mieliście, przynajmniej teoretycznie, szansę na awans. Potrzebna była wygrana z Belfast Giants różnicą minimum czterech bramek i porażka Niomana Grodno w meczu z gospodarzami. Wychodząc przed tym spotkaniem na lód, wierzyliście jeszcze, że może się udać?

Pewnie, że wierzyliśmy. Na początku nasze nastawienie było takie, że potrzebujemy wygrać - dla siebie i dla kibiców, których przyjechało do Angers sporo i chcieliśmy dać im trochę radości. I to było podstawowe zadanie: wygrać. Niestety, straciliśmy w tym meczu za dużo goli.

Trener Miroslav Fryčer wydawał się po turnieju mocno zawiedziony. Powiedział m.in.: "Turniej pokazał, że wiele rzeczy nie jest w porządku. Musimy coś zmienić, bo niektórzy myślą, że są tu na wakacjach, a tak nie może być i to trzeba zmienić".

To są słowa trenera i do niego powinno być to pytanie. Ja nie mogę komentować jego słów.

Pan nie odczuł mniejszego zaangażowania ze strony niektórych zawodników?

Myślę, że każdy podszedł do tych spotkań z nastawieniem, że chce wygrać, po prostu.

To jest sport. Zdarzają się dni lepsze i gorsze.

Jeśli nie zabrakło zaangażowania - to czego zabrakło? Umiejętności, doświadczenia?

Moim zdaniem, zabrakło trochę w każdym mniejszym elemencie. Czy skuteczności, czy też doświadczenia w grze z lepszymi zespołami, czy trochę grania taktycznego. Nie wykorzystaliśmy swoich szans w przewagach - a to naprawdę był punkt, który mógł zdecydować o losach każdego spotkania.

Wracacie do rzeczywistości ligowej. W najbliższych dniach czekają was trudne mecze z Jastrzębiem, Tychami, Cracovią. No i wielkimi krokami zbliża się turniej finałowy Pucharu Polski.

Do końca roku mamy sporo meczów, zobaczymy, jak odbije się na nas rywalizacja w Pucharze Kontynentalnym - cała ta podróż, trzy mecze rozegrane w trzy dni. Przekonamy się, jaka naprawdę jest nasza forma. W Jastrzębiu czy w Krakowie dokładnie nas sprawdzą.

Jak czuje się pan w Sanoku? Na wiadomość o pańskim transferze wielu kibiców zareagowało mało entuzjastycznie.

Mam taki, a nie inny styl gry, który nie podoba się fanom drużyn przeciwnych. Można było zrozumieć, że kibice nie byli zadowoleni. Ale czuję się tu dobrze, zgrałem się z chłopakami. A myślę, że i kibice nie odnoszą się już do mnie specjalnie niechętnie i jest w porządku.