Jeszcze niedawno politycy SLD mówili o Marku Belce „Świetny kandydat, ale nie w porę zgłoszony i głosowany". Dziś mówią tylko „Świetny kandydat”, starannie pomijając motyw zgłoszenia i powoływania prezesa NBP na chwilę przed wyborami. O co tu chodzi?

REKLAMA

Zgłaszając kandydaturę Marka Belki wykonujący obowiązki prezydenta Bronisław Komorowski nie narusza prawa. Próbuje jednak wymusić na Sejmie podjęcie decyzji o obsadzie szefa NBP na najbliższych sześć lat – na 10 dni przed wyborami. Prezydentem może zostać wybrany nie on, a ktoś inny, kto zaproponowałby innego kandydata – stąd obiekcje ogólne do tego pomysłu.

Obiekcje bardziej szczegółowe to to, że sam Bronisław Komorowski zapowiadał po katastrofie 10 kwietnia, że pełnienie obowiązków prezydenta ograniczy do czynności niezbędnych, powoływanie (m.in. prezesa NBP) zostawiając nowo wybranemu prezydentowi. Co więcej – dla ustabilizowania niejasnej sytuacji w NBP zaproponował nowelizację ustawy, która umożliwia działanie banku bez prezesa. Nowelizację szybciutko przyjęto, więc powodów do pośpiechu jest dziś jeszcze mniej, niż kiedy marszałek mówił, że pośpiechu nie ma.

Obiekcje SLD są zaś połączeniem obiekcji ogólnych (jakie oficjalnie deklarują PiS i PSL), szczegółowych (wynikających z tego, że są na świecie ludzie, którzy złośliwie pamiętają, co Komorowski mówił i robił parę tygodni temu) oraz – oczywiście – polityki.

Zgadzając się na powoływanie prezesa NBP już jutro lewica strzeli sobie w stopę. Nawet koalicyjny PSL okaże się bardziej opozycyjny. Z  zewnątrz taka zgoda będzie wyglądała na popieranie propozycji kandydata PO. Wyborca lewicy zacznie się zastanawiać, po co oddawać głos na mającego i tak nikłe szanse Napieralskiego, skoro Napieralski w gruncie rzeczy popiera to, co robi Komorowski.

Nie zgadzając się zaś na powołanie Belki przed wyborami lewica strzeli sobie w drugą stopę. Dla twardego elektoratu komunikat „świetny kandydat, ale poczekajmy na wybory” będzie kompletnie niezrozumiały. Nie tylko zresztą dla twardego elektoratu, bo myśląc logicznie można się spodziewać że albo wybory wygra Komorowski – i wtedy odwlekanie decyzji będzie tylko stratą czasu, albo wygra Kaczyński – a wtedy odłożenie decyzji będzie pewnie oznaczało krzyżyk dla kandydatury Belki. A przecież to według lewicy taki świetny kandydat.

Grzegorz Napieralski jest więc w potrzasku; wczoraj spędził z Markiem Belką cały wieczór, dziś prowadzi kampanię na Warmii a w Sejmie świecą za niego oczami zdezorientowani posłowie SLD, jutro znów ma się spotkać z Belką i Komorowskim – dobrego wyjścia po prostu nie ma.

Kiedy się przyjrzeć uważniej chocholemu tańcowi wokół kandydatury na prezesa NBP, można dojść do wniosku, że propozycja marszałka Komorowskiego doprowadziła do politycznego wariactwa: Lewica waha się, czy poprzeć swojego kiedyś premiera, PSL występuje przeciwko koalicjantowi, Komorowski zaprzecza swoim słowom sprzed miesiąca, Platforma je żabę, którą im marszałek podsunął, a PiS tradycyjnie zgłasza sprzeciw.

I pomyśleć, że wszystko to dla „ustabilizowania sytuacji”…