Jest godzina 6. 2 września. Dzwoni budzik. Na razie wstaję tylko ja. Dziś moja córka pójdzie po raz pierwszy do szkoły. Niby nic nadzwyczajnego. Mam już syna w III klasie ale… Paulina ma 6 lat.

REKLAMA

Byłam w tej komfortowej sytuacji, że mogłam sama zdecydować, czy pójdzie do szkoły jako 6-latka czy nie. Wątpliwości i pytań było mnóstwo (przecież tyle razy słyszałam, że to skracanie dzieciństwa): czy jest gotowa? Czy szkoła jest dobrze przygotowana? Czy sobie poradzi? Czy wytrzyma 45 minut w ławce na każdej lekcji?

Po wielu dyskusjach, rodzinnych naradach, rozmowach z Pauliną, sprawdzeniu szkoły - decyzja zapadła: Paula pójdzie do pierwszej klasy w wieku 6 lat. Ona rozwiewała wszelkie moje wątpliwości.

- Paulinko, nie chciałabyś jeszcze przez rok chodzić do przedszkola?
- Nie, wolę już iść do szkoły. A czego miałabym się tam bać? Myślę, że nie dostanę żadnej uwagi i będę najlepsza w klasie!

Pewność siebie godna pozazdroszczenia! Wszystko wskazuje na to, że to ja mam dziś większą tremę niż moja córka. Za godzinę ją obudzę, teraz muszę sama się przygotować.

7.00

Budzik dzwoni dziś już drugi raz.

- Paulinko... pobudka, dziś pierwszy dzień szkoły.
- Wiem. Już wstałam.
- Zbieramy się?.
- Tak.

Wszystko od wieczora jest przygotowane: szaro-granatowa sukienka, którą Paulina sama wybrała, szare rajstopy, granatowe buty, biały sweter, bo za oknami tylko 10 stopni. Pomagam jej się ubrać.

- Paulina , trzeba jeszcze zjeść śniadanie.
- Ja nie chcę śniadania.
- Musisz coś zjeść, żeby mieć siłę na cały dzień. Wybieraj, co chcesz...
- To chcę kakao i bułkę z miodem.
- Nie, za dużo tego słodkiego.
- Nie (uśmiech od ucha do ucha).

No tak, w końcu sama powiedziałam, że może wybierać. Śniadanie zjedzone, czas biegnie coraz szybciej. Musimy się pospieszyć, bo dziś wakacje skończyły się też na drogach w mieście. Mogą być korki. Wychodzimy. Na szczęście większych korków nie ma, nawet światła wszędzie są zielone.

9.00

Zdążyłyśmy. Jesteśmy przed szkołą nawet kilkanaście minut wcześniej. Zbierają się już dzieci z pierwszych i drugich klas. Widzę, że Paulina jest lekko zdenerwowana, ale zna szkołę dobrze. Od dwóch lat chodzi tu Patryk, jej brat. Bardzo często razem go odwoziłyśmy i odbierałyśmy. Zna już nawet panie ze świetlicy. W klasie też ma znajomych: koleżankę i kolegę z przedszkola. Kiedy ich zauważa, od razu trema mija. No dobrze. Dzieci gromadzą się przy swojej wychowawczyni. Tej pani Paulina nie zna, a to właśnie ona przez najbliższe 3 lata będzie dla niej najważniejsza. Słychać wreszcie dzwonek i dzieciaki wchodzą do szkoły. Na dużej auli za moment rozpocznie się uroczysta akademia. Wtedy sobie przypominam...

- Paulinko, mam coś dla ciebie. To róg obfitości.
- Czyli tytka (na Śląsku taki jest zwyczaj, że pierwszaki przychodzą do szkoły z tytką pełną słodyczy). Po co ta tytka?
- Żeby było ci przyjemnie, żeby osłodzić sobie te pierwsze dni w szkole.
- Dziękuję.

W tym momencie słychać wreszcie dzwonek i dzieci w parach wchodzą do szkoły

10.00

Po uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego na auli, Paulina ze swoimi nowymi koleżankami i kolegami idzie z wychowawczynią do klasy. Dostaje plan lekcji. Jutro pierwsze będą zajęcia komputerowe. To wszystko jest ważne, ale ważny jest też róg pełen czekoladek, cukierków i lizaków. Kiedy wychodzimy ze szkoły Paulina zjada cukierka a ja pytam:

- Podobało ci się?
- Było ok.
- Ok? Tylko tyle?
- Pani jest miła i ładna i moja klasa bardziej mi się podoba niż klasa Patryka.

Ufff... Reszta dnia Paulinie upłynie pod znakiem zabawy, a ja wciąż będę się pewnie zastanawiać, czy tak samo entuzjastycznie moja córka będzie podchodzić do obowiązków szkolnych za kilka dni, za kilka tygodni.