Obostrzenia związane z pandemią koronawirusa przyczyniły się na półkuli północnej do zauważalnego spadku zachorowań na grypę i niektóre inne choroby zakaźne - pisze na swej stronie internetowej czasopismo "Nature". Według najnowszych danych, sezon grypowy trwający zwykle do końca maja skrócił się w tym roku nawet o 6 tygodni. Naukowcy sprawdzą, czy podobnie będzie na półkuli południowej. Powszechne zwiększenie dystansu społecznego zmniejszyło także liczbę przypadków innych chorób zakaźnych, choć nie wszystkich. Są obawy, że m.in. zwiększy się liczba zachorowań na gruźlicę.

REKLAMA

Rocznie na świecie umiera na grypę średnio od 290 tysięcy do 650 tysięcy osób. Dane z 71 krajów wskazują, że tradycyjnie maksimum sezonu grypowego przypadło na półkuli północnej na luty, ale spadek liczby przypadków został potem znacznie przyspieszony. W związku z wprowadzonymi w obliczu ogłoszonej przez WHO 11 marca pandemii koronawirusa ograniczeniami, zwiększeniem dystansu społecznego, czy stosowanym w szeregu krajów lockdownem, liczba potwierdzonych laboratoryjnie zachorowań na grypę ostro spadła już na początku kwietnia. To oznacza, że na grypę mogło umrzeć w tym roku kilkadziesiąt tysięcy osób mniej, niż przeciętnie. Trudno jednak na razie precyzyjnie określić tę liczbę, bo statystyki zakłóca liczba śmiertelnych przypadków Covid-19.

Dokładna analiza zachorowań na grypę i inne choroby zakaźne może także pomóc w ocenie skuteczności działań podjętych w obliczu pandemii koronawirusa. Dane zebrane w bazie monitoringu grypy FluNet wskazują na to, że jeszcze w styczniu zanosiło się na bardzo poważne uderzenie tej choroby, być może najsilniejsze od dziesięcioleci. W ciągu kilku tygodni sytuacja drastycznie się jednak zmieniła. Dane z Nowego Jorku wskazują np., że sezon grypowy zaczął się wcześniej, ale potem liczba przypadków zaczęła gwałtownie spadać i zakończył się 5 tygodni wcześniej niż zwykle. W Hongkongu sezon grypowy był o niemal dwie trzecie krótszy od przeciętnej z 5 poprzednich lat i przyniósł porównywalny spadek liczby potwierdzonych przypadków śmiertelnych. Podobny efekt obserwowano tam w 2003 roku, w czasie epidemii SARS.

Światowa Organizacja Zdrowia nie wyklucza przy tym, że liczba zdiagnozowanych przypadków grypy mogła być w ciągu kolejnych miesięcy zaniżona, bo osoby z łagodniejszymi objawami mogły unikać zgłaszania się do lekarza. Zdaniem WHO wydaje się jednak pewne, że podjęte wobec pandemii działania, dystans społeczny, ograniczenie podróży, czy także wzmożona dbałość o higienę rąk i dezynfekowanie powierzchni, musiały pomóc rozprzestrzenianie grypy ograniczyć.

Naukowcy z University of Hong Kong piszą na łamach czasopisma "BMJ", że rozwój innych chorób zakaźnych, w związku z działaniami przeciw koronawirusowi, także się zatrzymał. Liczba przypadków wietrznej grypy spadłą o połowę do trzech czwartych, liczba nowych zachorowań na odrę i różyczkę zmniejszyła się do poziomu najniższego co najmniej od 2016 roku. Naukowcy nie mają wątpliwości, że to skutek zamknięcia szkół i przedszkoli.

Nieco inaczej może wyglądać sytuacja z chorobami przenoszonymi droga płciową. Owszem lockdown może przyczynić się do zmniejszenia liczby nowych przypadków, ale równoczesne ograniczenia możliwości diagnostyki i terapii mogą w sumie pogorszyć sytuację. Jeszcze większe obawy dotyczą gruźlicy. Praktyczne wstrzymanie programów terapii może przynieść tu bardzo poważne skutki.

Zdaniem walczącej z gruźlicą międzynarodowej organizacji Stop TB Partnership, ograniczenia towarzyszące 3 miesiącom lockdownu i 10 miesiącom powrotu do normalności mogą sprawić, że z powodu gruźlicy w ciągu kolejnych 5 lat może umrzeć na świecie dodatkowo nawet 1,37 miliona osób.