Śmigłowiec, który wczoraj w nocy rozbił się w lesie między Pszczyną a Studzienicami ma zostać usunięty z miejsca katastrofy – tak zdecydowała prokuratura. Będzie zabezpieczony do dalszych badań. W wypadku zginął właściciel maszyny - znany przedsiębiorca oraz pilot. Ranne zostały dwie inne osoby. Prokuratura Rejonowa w Pszczynie prowadzi śledztwo w tej sprawie.

REKLAMA

/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP
/ Andrzej Grygiel / PAP

Śledczy badając przyczyny katastrofy biorą pod uwagę różne hipotezy. Dwie główne to błąd pilota albo awaria śmigłowca.

Wiadomo, że maszyna była nowa, wyprodukowana pod koniec ubiegłego roku, w powietrzu była tylko kilkadziesiąt godzin.

Na wstępnym etapie postępowania śledczy nie wykluczają jednak, że mogło dojść do awarii.

Wiadomo również, że w chwili wypadku były trudne warunki pogodowe, gęsta mgła.

Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych zabezpieczyła już rejestratory śmigłowca - ich zapisy będą analizowane. Prokuratura zakończyła już też na miejscu w lesie zabezpieczanie śladów.

W wypadku zginął pilot oraz milioner Karol Kania

W wypadku śmigłowca zginął Karol Kania, 80-letni założyciel firmy "Karol Kania i Synowie". To jedno z największych przedsiębiorstw produkujących podłoża do uprawy pieczarek.

Pilot, który siedział za sterami, był doświadczony. Dla właściciela maszyny latał od kilkunastu lat, wcześniej był pilotem wojskowym.

Helikopterem, oprócz Karola Kani i pilota, podróżowała także jeszcze dwójka pasażerów. Im udało się wydostać się z wraku o własnych siłach. Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Katowicach poinformowało, że ranni trafili do szpitali w Katowicach-Ochojcu i Bielsku-Białej.