Na pięć sekund przed zderzeniem z dużym drzewem, które obcięło końcówkę skrzydła w prezydenckim tupolewie, włączony był jeszcze autopilot w dwóch kanałach i automat ciągu - podaje na swych stronach internetowych Międzypaństwowy Komitet Lotniczy w Moskwie. To zastanawiające. Autopilot powinien być wyłączony wcześniej.
Zastanawiające jest, dlaczego autopilot włączony był aż do momentu, gdy samolot znajdował się tak nisko nad ziemią. Normalnie w tym przypadku - czyli podczas podejścia nieprecyzyjnego - autopilot powinien być włączony jedynie do momentu osiągnięcia przez samolot minimalnej wysokości decyzji, czyli do 100-120 metrów nad ziemią. Wówczas piloci albo widzą ziemię - a wtedy przechodzą na sterowanie ręczne i sadzają maszynę na pasie, albo - jeśli jej nie widzą - przerywają lądowanie i wznoszą się.
Tu pojawia się pytanie, dlaczego piloci Tu-154 przeszli tę wysokość decyzji, dlaczego autopilot włączony był nawet w momencie, gdy system TAWS nakazywał natychmiast poderwać maszynę, a wcześniej jeszcze informował o bliskości ziemi.
18 sekund później samolot stracił część skrzydła. Po kolejnych 6 sekundach uderzył w ziemię. Jak ujawniła komisja, na pasażerów działało wówczas przeciążenie 100 g - to znaczy, że wypadku nikt nie mógł przeżyć.