"Wspominam Lecha i Marię Kaczyńskich jako ludzi bardzo światłych. (…) Lech Kaczyński spoglądał poza horyzonty (…). Dla mnie osobiście był on ostatnim wielkim liderem Europy Wschodniej" - zaznaczył w przeddzień 8. rocznicy katastrofy smoleńskiej były przywódca Ukrainy Wiktor Juszczenko, który w prezydenckim fotelu zasiadał w latach 2005-2010. Podkreślił, że on i Lech Kaczyński wiele czasu i starań poświęcali stosunkom polsko-ukraińskim. "Daleki jestem od myśli, że do 2010 roku wszystkie problemy między nami (Polakami i Ukraińcami) zostały rozwiązane, ale jestem przekonany, że te relacje (…) były już absolutnie lepsze. Dlatego dziś mówię z przykrością, że Polacy nie uświadomili sobie, kim naprawdę był prezydent Lech Kaczyński" - stwierdził.

REKLAMA

Wspominam Lecha i Marię Kaczyńskich jako ludzi bardzo światłych. Jestem przekonany, że byli oni Polakami nowej epoki. Lech Kaczyński spoglądał poza horyzonty, widział projekty europejskie w skali makro. Dla mnie osobiście był on ostatnim wielkim regionalnym liderem Europy Wschodniej, z którym miałem zaszczyt się przyjaźnić - stwierdził Juszczenko w rozmowie z Polską Agencją Prasową.

Przekonywał, że z Lechem Kaczyńskim łączyły go poglądy, a przede wszystkim dążenie do wzmocnienia roli naszego regionu w polityce europejskiej.

Lech głęboko rozumiał wyjątkową misję Polski na wschodzie Europy - podkreślił Juszczenko.

Przypomniał w tym kontekście ich wspólną, wraz z prezydentami Litwy i Estonii, podróż do Tbilisi w sierpniu 2008 roku, krótko po zaatakowaniu Gruzji przez Rosję.

Myśleliśmy z Lechem Kaczyńskim bardzo podobnie. Nie pytaliśmy, komu bije dzwon moskiewskiej agresji, bo wiedzieliśmy, że bije on także dla nas. I że my będziemy następni - zaznaczył były ukraiński prezydent.

Gruzini potrzebowali wtedy od nas jednego: solidarności. Bo siła jest właśnie w solidarności. Nie w karabinach czy czołgach - to drobnostka. Uważam, że była to jedna z naszych najważniejszych misji, bo poprzez solidarność pokazaliśmy, że jesteśmy o wiele silniejsi od okupanta. Głęboko wierzyliśmy, że nasza wspólna siła przekracza wszystkie możliwości rosyjskiej armii. Bo po naszej stronie była prawda, a skoro tak - to po naszej stronie był i Bóg - stwierdził.

Zdaniem Juszczenki, podobnej międzynarodowej solidarności było za mało, kiedy w 2014 roku Rosja zaatakowała Ukrainę.

Brakowało nam jej bardzo długo i dopiero teraz można mówić, że polityczna Europa zaczyna się budzić i uświadamiać sobie, że Putin nie boi się sankcji ani siły militarnej. On obawia się wyłącznie naszej solidarności - zaznaczył były ukraiński przywódca.

Wskazał również na solidarną reakcję świata zachodniego na niedawną próbę otrucia w Wielkiej Brytanii byłego oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU Siergieja Skripala i jego córki. Przypomniał, że w 2004 roku, gdy jako prozachodni kandydat walczył o najwyższe stanowisko w państwie, jego samego próbowano otruć dioksynami.

Są to sposoby walki z przeciwnikami, które Rosja stosowała od zawsze. Ja rozumiem, jakie były tego przyczyny. Polityka, z którą przyszedłem, była dla Moskwy niewygodna. Oddalała od niej Ukrainę i była polityką proeuropejską. Bez Ukrainy Rosja nigdy nie odniesie sukcesu. Ukraina jest podstawowym warunkiem sukcesu rosyjskiego projektu imperialnego - powiedział Juszczenko.

Wskazał, że właśnie z tego powodu Moskwa zajęła ukraiński Krym i wywołała konflikt w Donbasie.

Płacimy w ten sposób za zbliżenie z Zachodem - skomentował i zaznaczył: Tragedia, do której doszło w Wielkiej Brytanii, może powtórzyć się w każdym kraju. Jest to zagrożenie dla każdego z nas. Zrozumienie tego jest ogromnym zwycięstwem.

Były prezydent Ukrainy ocenił, że w jego relacjach z Lechem Kaczyńskim świadomość tego zagrożenia była bardzo istotna - i właśnie dlatego tak wiele czasu poświęcali obaj stosunkom między obydwoma państwami. Ich podstawą była wspólnota interesów ukraińsko-polskich - zaznaczył.

Zwrócił uwagę, jak wiele spotkań odbywało się wówczas na najwyższym szczeblu: Nie było okresu, byśmy się z Lechem nie widzieli przynajmniej raz w miesiącu. Byliśmy przekonani, że nie możemy dopuścić do odwrotu od tej polityki.

Juszczenko podkreślił również, że Lech Kaczyński i on rozumieli, że muszą dążyć do porozumienia, choć wspólna przeszłość obu narodów jest bardzo trudna.

W naszej historii było wiele wydarzeń, które trudno jest komentować nawet dziś - przyznał, zaznaczając jednak, że mimo to ówczesne kontakty obu prezydentów były bardzo intensywne, a "dwa narody potrafiły wyciągnąć do siebie dłoń, przebaczyć sobie winy i otrzymać rozgrzeszenie".

Pamiętam uroczystości w Pawłokomie (na Podkarpaciu), gdzie w 2006 roku upamiętnialiśmy ofiary ukraińskiej tragedii. Kiedy tam przemawiałem, zauważyłem, że po policzku Lecha spływa łza. Pamiętam też uroczystości w 2009 roku ku czci polskich ofiar w Hucie Pieniackiej (obecnie w obwodzie lwowskim), gdzie także byliśmy razem. Czekała tam na nas grupa ukraińskich demonstrantów o radykalnych poglądach, którzy krzyczeli w naszą stronę: "Hańba!". Dla Lecha było to bardzo bolesne, gdyż naprawdę wiele robiliśmy dla pojednania - mówił Juszczenko.

Jego zdaniem, w latach 2005-2010 Ukraińcy i Polacy - nie zważając na takie incydenty - stali się sobie "naprawdę bliscy".

Gdybyście zapytali wtedy Ukraińca, kto jest twoim największym przyjacielem w Europie, to odpowiedziałby, że Polak. Spytalibyście Polaka, kto jest twoim przyjacielem? Ukrainiec. Nie miałem wówczas co do tego żadnych wątpliwości. Teraz je mam - przyznał Juszczenko.

Daleki jestem od myśli, że do 2010 roku wszystkie problemy między nami zostały rozwiązane, ale jestem przekonany, że w tym momencie te relacje były już całkowicie inne, absolutnie lepsze. Dlatego dziś mówię z przykrością, że Polacy nie uświadomili sobie, kim naprawdę był prezydent Lech Kaczyński - podsumował Wiktor Juszczenko.

Warto tu jednak przypomnieć, że stosunki między nim a Lechem Kaczyńaskim pogorszyły się, gdy na początku 2010 roku, w ostatnich dniach swej kadencji, Juszczenko uhonorował tytułem Bohatera Ukrainy przywódcę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów Stepana Banderę oraz uznał członków OUN i żołnierzy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) za uczestników walk o niepodległość państwa.

W rozmowie z Polską Agencją Prasową Juszczenko podkreślił jednak, że dzisiaj zrobiłby to samo.


(e)