W związku z pędzącym długiem rząd chce nagle przestawić emerytalną zwrotnicę. Zamiast reformy Otwartych Funduszy Emerytalnych proponuje zawieszenie lub zmniejszenie składek do OFE. Ekonomiści alarmują jednak, że majstrowanie przy OFE zniweluje wprawdzie obecne problemy budżetu, ale zagrozi naszym przyszłym emeryturom.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio
Taki pomysł lansowali od miesięcy minister finansów Jacek Rostowski i minister pracy Jolanta Fedak, ale premier nie godził się na rozmontowanie działającego od 10 lat systemu emerytalnego. Niecały miesiąc temu rząd przyjął ustawę, która pozostawiała OFE i miała je zmusić do pracy. Dziś na stole pojawia się jednak zupełnie odwrotna propozycja.
W Kontrwywiadzie RMF FM mocno skrytykował ją ekonomista Krzysztof Rybiński: Jeżeli zabierzemy składki OFE, to (...) zasypiemy dzisiejsze problemy związane z dziurą budżetową pieniędzmi pokolenia naszego i naszych dzieci, bo dla nich już na emerytury wtedy nie starczy.
Dlaczego w przyszłości groziłyby nam głodowe emerytury? Stara zasada oszczędzania, wyznawana przez każdego inwestora, mówi: nie trzyma się wszystkich jajek w jednym koszyku. Chodzi więc o to, by nasze pieniądze były ulokowane w różnych instytucjach - na wypadek, gdyby jedna z nich zbankrutowała albo miała problemy, bo wtedy stracimy wszystko.
W przypadku emerytur zabezpieczeniem były trzy filary: ZUS, OFE i Indywidualne Konta Emerytalne, na których mało kto oszczędza. Po wprowadzeniu proponowanych przez rząd zmian zostałby praktycznie tylko ZUS. Jeśli więc trafią tam wszystkie pieniądze na nasze przyszłe emerytury, to zostaną wypłacone już teraz, dzisiejszym emerytom, a dla nas zabraknie. Dlatego ekonomiści mówią, że ZUS będzie nam wypłacał głodowe emerytury.
Ich zdaniem, nie warto wyrzucać do kosza całego systemu emerytalnego, jak chce tego premier, tylko reformować stary, który ma swoje wady, ale daje minimalne bezpieczeństwo.