W 2002 roku mistrzostwa świata po raz pierwszy w historii odbyły się w Azji. Wspólnie zorganizowały je Korea Płd. i Japonia, a po 16 latach wystąpiła w nich Polska.

REKLAMA

Faworytów było kilku. Tytułu broniła Francja z fenomenalnym Zinedine'em Zidane'em w roli mózgu zespołu. Piąte mistrzostwo chcieli zdobyć Brazylijczycy, mający w swoich szeregach Ronaldo. Byli Niemcy, Włosi, Hiszpanie.

Polacy notowania mieli niskie, jako cel stawiano przed nimi wyjście z grupy, w której trafili na silną Portugalię, nieobliczalną, niesioną dopingiem miejscowej publiczności, prowadzoną przez słynnego Holendra Guusa Hiddinka Koreę Płd. oraz Amerykanów, uważanych za najsłabszego z rywali.

Na początek Polacy zmierzyli się z drużyną współgospodarzy turnieju. Grali w Pusan, nadmorskim mieście, gdzie powietrze bardziej przypominało tropiki niż suchy klimat kontynentalny. Nieprzyzwyczajeni do takich warunków i ogłuszeni dopingiem ponad 50-tysięcznej publiczności przegrali 0:2, czym znacznie zmniejszyli swoje szanse na awans do drugiej rundy.

Wszystko miało zależeć od meczu z Portugalią. Zwycięstwo dawało jeszcze szanse wyjścia z grupy, porażka przekreślała je dokumentnie. W Jeonju okazało się, że powrót Polski po 16 latach do finałów MŚ był nieudany, a 1/8 finału to zbyt wysokie progi dla podopiecznych Jerzego Engela. Wynik 0:4 nie pozostawił złudzeń, która z drużyn była lepsza.

Oprócz dwóch porażek nastrój w drużynie pogarszały wewnętrzne spory o kwestie finansowe. Mecz z USA w Tedzon był dla Polski formalnością. Engel nie chciał go jednak przegrać i zdecydował się na radykalne zmiany w pierwszym składzie, wystawiając do gry kilku piłkarzy, którzy wcześniej byli głównie rezerwowymi. Polacy wygrali 3:1, pierwszą bramkę zdobył pochodzący z Nigerii bohater eliminacji Emmanuel Olisadebe, potem słabość Amerykanów obnażyli jeszcze Paweł Kryszałowicz i Marcin Żewłakow. Po spotkaniu trener rywali Bruce Arena nie mógł wyjść z podziwu, że polski selekcjoner wcześniej trzymał w rezerwie tak dobrych zawodników.

Polska odpadła z rozgrywek po rundzie grupowej, a jej los podzieliła niespodziewanie Portugalia, uważana za faworyta grupy. W grze pozostały USA i Korea Płd., która okazała się "czarnym koniem" turnieju. Ekipa Hiddinka w 1/8 finału po dogrywce wygrała 2:1 z Włochami, następnie w ćwierćfinale wyeliminowali Hiszpanów, pokonując ich w rzutach karnych 5:3. Obie przegrane ekipy miały spore i raczej uzasadnione pretensje do sędziów.

W półfinale Koreańczycy trafili na Niemców, którym nie dali rady, a w meczu o trzecie miejsce ulegli Turcji 2:3. Był to jednak największy w historii sukces drużyny azjatyckiej. Historyczny wyczyn był również dziełem Turka Hakana Sukura, który zdobył najszybszą bramkę w MŚ - koreańskiego bramkarza pokonał w 11. sekundzie gry.

Finałowym rywalem Niemców była Brazylia z liderem Ronaldo, który w sześciu wcześniejszych meczach turnieju strzelił sześć bramek i prowadził w klasyfikacji strzelców. Wszyscy jednak pamiętali, jak cztery lata temu w finale z Francją także miał być pierwszoplanową postacią, ale zawiódł, snując się po boisku z powodu tajemniczej niedyspozycji.

W finale w Jokohamie Ronaldo nie zawiódł. Strzelił dwie bramki, jego zespół wygrał 2:0, a on sam został królem strzelców. "Canarinhos" zdobyli piąty w historii mistrzowski tytuł. Najlepszym piłkarzem turnieju uznany został jednak niemiecki bramkarz Oliver Kahn.

Azjatyckie mistrzostwa okazały się zupełnie nieudane dla broniących tytułu Francuzów. "Trójkolorowi" w niczym nie przypominali drużyny, która cztery lata wcześniej zdobyła mistrzostwo świata, a dwa lata wcześniej mistrzostwo Europy. W meczu otwarcia przegrali 0:1 z Senegalem, następnie zremisowali z Urugwajem 0:0 i przegrali z Danią 0:2. Nie strzelili ani jednej bramki i zostali - po Brazylii i Włoszech - trzecią w historii drużyną, która broniąc tytułu odpadła po rundzie grupowej.