​Podczas inwazji na Ukrainę zginęli niemal wszyscy rosyjscy więźniowe zrekrutowani przez najemniczą grupę Wagnera w dwóch koloniach karnych - podaje rosyjski portal Ważnyje Istorii. Kompania Jewgienija Prigożyna proponowała przestępcom duże pieniądze i amnestię za udział w wojnie.

REKLAMA

Na początku lipca pojawiły się informacje, że tzw. grupa Wagnera zaczęła rekrutować więźniów w m.in. koloniach karnych Jabłoniewka i Obuchowo w Petersburgu. Mieli zostać wysłani do Donbasu. Za sześć miesięcy służby mieli dostać 200 tys. rubli i "wolność", jeśli tylko wrócą żywi. Wagnerowcy przyznawali jednak, że wróci "około 20 proc." wysłanych na front. Rodziny tych, którzy zginą, mieli otrzymać rekompensatę w wysokości 5 mln rubli.

Jak podaje portal Ważnyje Istorii, prawie wszyscy wysłani na front zginęli. Mowa jest o ponad 200 osobach. Bliscy więźniów mówią, że przeżyło dwóch i obaj są w szpitalu: jeden jest w śpiączce, a drugi stracił nogi.

Początkowo strona rosyjska zaprzeczała, że wagnerowcy rekrutują więźniów. Przedstawiciele Federalnej Służby Więziennej nazwali te doniesienia "bzdurami". Ale później proklemlowski reżyser filmowy Nikita Michałkow w państwowej telewizji opowiadał o Konstantynie Tulinowie, więźniu z kolonii Jabłoniewka, który "heroicznie" zginął w połowie lipca. Według źródeł rosyjskich mediów, Tulinow został zrekrutowany przez grupę Wagnera na początku lipca. Oznacza to, że przed swoją śmiercią nie przeszedł nawet podstawowego dwutygodniowego szkolenia. Według Michałkowa, Tulinow został pośmiertnie ułaskawiony.

CWK Wagner (Czastnaja Wojenna Kompanija, czyli prywatna firma wojskowa) to nieoficjalna organizacja militarna, która nie wchodzi w skład regularnych rosyjskich sił zbrojnych. Co więcej, ich działalność według prawa rosyjskiego jest zabroniona na terenie kraju. Ale co innego poza jego granicami. Grupa działała m.in. w Donbasie po 2014 roku, w Syrii, Libii, Wenezueli czy Republice Środkowoafrykańskiej.

Uważa się, że grupa Wagnera "wyrosła" z innej wojskowej firmy - Słowiańskiego Korpusu. Jego najemnicy przeprowadzali misje bojowe w Syrii. To właśnie tam służył były oficer GRU Dmitrij Utkin, nazywany "Wagnerem", ze względu na sympatię do niemieckiej, a dokładniej nazistowskiej kultury. Sam ma tatuaże na cześć Waffen-SS. I to on jest kluczową postacią w batalionie najemników.

Na czele grupy biznesmen Jewgienij Prigożyn, nazywany "kucharzem Putina", ponieważ zbił fortunę na restauracjach, zamówieniach publicznych i cateringu dla dygnitarzy Kremla, wojska oraz szkół. Według "The Bell" to jemu Sztab Generalny Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej miał powierzyć pieczę nad najemnikami. W zamian otrzymywał liczne zamówienia od państwa - część pieniędzy szła do jego firmy, a część na prywatną armię.