Donald Trump chce obniżać podatki dla najbogatszych. Hillary Clinton chce je podwyższać. W tegorocznych wyborach prezydenckich ścierają się nie tylko dwie kontrowersyjne osobowości, ale także dwie wizje Ameryki i dwie wizje gospodarcze.

REKLAMA

Donald Trump twierdzi, że to bogaci ludzie tworzą miejsca pracy, trzeba więc obniżyć im podatki, żeby przeznaczali swoje pieniądze na tworzenie miejsc pracy i żeby nie zachęcać ich do ucieczki do innych krajów. Hillary Clinton wyznaje natomiast bardziej lewicowe podejście. Twierdzi, że źródło bogactwa tkwi w solidarności społecznej, czyli w wyższych podatkach dla bogatych, które pomogą biednym. Dlatego też Clinton postuluje podniesienie godzinowej płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę.

Oczywiście sami kandydaci, działając na własny rachunek, nie do końca realizują te postulaty, ale twierdzą, że w fotelu prezydenta będą je forsować.

I Clinton, i Trump są nie do końca zadowoleni z ładu panującego na świecie - przynajmniej na poziomie kampanijnych haseł. Twierdzą, że problemem są między innymi Chiny i tanie towary tam produkowane. To zmniejsza bowiem liczbę miejsc pracy w Stanach Zjednoczonych. Oboje chcą wyższych ceł na towary chińskie. Trump chce także podatkami ograniczyć import z Meksyku.

Kandydat Republikanów o Meksyku mówi zresztą znacznie więcej. Od początku kampanii zapowiada budowę muru na granicy amerykańsko-meksykańskiej. Chce utrudnić napływ nielegalnych imigrantów.

Wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych mogą mieć spore konsekwencje dla Polski:

Clinton wygrywa sporą przewagą

W przypadku zwycięstwa Hillary Clinton nie należy spodziewać się rynkowej rewolucji. Jej polityka będzie kontynuacją prezydentury Baracka Obamy. Zapewne postawi na jeszcze mocniejsze zbliżenie z Chinami, może także z Iranem. Obie te potęgi będą się więc coraz mocniej otwierać na świat, a dla nas to szansa na zagraniczną ekspansję.

Hillary Clinton może także zachować pewne uprzedzenia w stosunku do Rosji, zwłaszcza po tym, jak sparzyła się na niesławnym i nieudanym "resecie" w stosunkach Waszyngton-Moskwa. To oznacza, że powinna utrzymać zobowiązania wysłania do Polski dodatkowych amerykańskich wojsk, co zdaniem większości inwestorów zwiększa bezpieczeństwo i stabilność Polski. A to oznacza niższe oprocentowanie naszego długu.

Remis

Podobnie jak przy starciu George Bush - Al Gore wybory mogą zakończyć się patem. Różnica między kandydatami była tak niewielka, że długimi tygodniami głosy były przeliczane i nie wiadomo było, kto wygrał. Tym razem można spodziewać się głośnych protestów Trumpa, a przede wszystkim jego gorących zwolenników. To przełożyłoby się na jeszcze większe zantagonizowanie amerykańskiego społeczeństwa. Amerykanie byliby skłóceni jeszcze mocniej niż my, tu w Polsce, a to nigdy nie wróży niczego dobrego. Także gospodarczo. W tym scenariuszu możliwy jest spory wzrost kursu franka szwajcarskiego i osłabienia złotego. A to już dla nas potężne straty.

Zwycięstwo Trumpa

Triumf Donalda Trumpa to wielka niewiadoma. Jego program można oczywiście sprowadzić do konkretnych punktów, ale realizacja tych zamierzeń to zagadka. Już nie raz dał się poznać jako człowiek zmieniający zdanie i poglądy.

Jego program i retoryka trafia jednak do ogromnej rzeszy Amerykanów, którzy czują się wykluczeni albo oszukani przez system.

Medialny strach przed Trumpem jest jednak ogromny. Zwłaszcza w środowiskach liberalnych i zwłaszcza na Wall Street. A to może mieć już realne konsekwencje. Ten strach, choć Trump obiecuje deregulację Wall Street, może szybko wywołać pogorszenie nastrojów na rynkach.

Trzeba się spodziewać wzrostu kursu franka szwajcarskiego. Zawsze gdy na świecie rośnie niepewność, to inwestorzy uciekają do bezpiecznego franka. A to oznacza realne kłopoty frankowych kredytobiorców w Polsce.

Osłabić może się także polski złoty. Podobnie jak inne waluty rynków wschodzących. To będzie oznaczało, że między innymi wzrośnie nad Wisłą kurs dolara. W tej walucie Polska rozlicza między innymi ropę i gaz. A to może się przełożyć na droższe paliwa na stacjach i droższy gaz w naszych domach.

Trump wspomniał kiedyś także, że kraje, które korzystają z amerykańskiej ochrony, a to dotyczy także Polski, powinny "płacić" za tę ochronę. Nie wiadomo, co Trump miał na myśli, ale to mogą być i pieniądze i większe zaangażowanie naszych sił w wojnie z terrorystyczną organizacją, tak zwanym Państwem Islamskim. Jeżeli nie wypełnimy żądania prezydenta Trumpa, to może on zrezygnować z wysyłania do nas amerykańskich wojsk. A skoro tak, to możemy być bardziej narażenia na agresję Rosji - przynajmniej w oczach globalnych inwestorów. To może sprawić, że mogą żądać wyższych odsetek za pożyczanie nam pieniędzy. Na czym stracimy.