"Nie ma wątpliwości, że była to spektakularna operacja specjalna. Sądzę, że bomba na pokładzie, aczkolwiek to nie ma znaczenia. Znaczenie ma efekt psychologiczny, który został wywarty na wszystkich, wagnerowców, ale też innych potencjalnych zamachowców, którzy chcieliby dokonać przewrotu na Kremlu" - tak katastrofę samolotu Jewgienija Prigożyna komentował na antenie Radia RMF24 generał Roman Polko, były dowódca GROM.

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Gen. Polko: Putin przejął Grupę Wagnera

Bezpośrednio po buncie Prigożyna Putin wydawał się bezradny i musiał uciec się do pośrednictwa Alaksandra Łukaszenki, żeby zażegnać kryzys. Zdaniem Polko, śmierć Prigożyna świadczy o tym, że rosyjski prezydent odzyskał kontrolę i pokazał, że wystąpienie przeciwko jego władzy nie pozostanie bez kary.

Prigożyn przegrał, poległ wręcz, uwierzył w to, że można będzie dalej normalnie funkcjonować. Ogromną naiwnością było to, że wrócił z powrotem do Rosji, wierząc, że Putin mu wybaczy. Takiego upokorzenia Putin nigdy nie wybaczał. Prigożyn dał się oszukać - mówił.

W kontekście śmierci dowództwa, wątpliwość budzić może przyszłość Grupy Wagnera. Ekspert przewiduje, że o ile sama organizacja może zniknąć, tak Putin nie zrezygnuje z metod, które wypracowała. Widać wyraźnie, że z prywatnych armii do brudnych wojen z pewnością Putin nie zrezygnuje. Natomiast będzie to już pod dużo większą kontrolą niż do tej pory - powiedział.

Jest to szczególnie istotne z perspektywy naszego kraju i działań, które wagnerowcy prowadzili na terytorium Białorusi. Wojskowy podkreśla, że Krym nie zrezygnował z destabilizowania sytuacji na naszej wschodniej granicy, a zagrożenie dla Polski nie maleje. Grupa Wagnera była zasłoną dymną do profesjonalnych działań, które z pewnością w Europie Zachodniej są prowadzone. Trudno też, żeby Rosja odpuściła taki kraj jak Polska, który jest centralnym hubem logistycznym i głównym kierunkiem zaopatrywania Ukrainy w uzbrojenie - wyjaśniał.

W jakim stanie jest ukraińska kontrofensywa?

Od wielu miesięcy słyszymy już o ukraińskiej kontrofensywie, która jednak nie przyniosła do tej pory wymiernych efektów. Gość Radia RMF24 tak opisuje tę sytuację: Tak naprawdę nie ma żadnej ofensywy. Są działania taktyczne, czasem zaczepne, ale nie jest to poziom ani skala, która mogłaby mówić, że Ukraina przejęła inicjatywę i będzie wypierać Rosjan z własnego terytorium. Rosja z drugiej strony nie atakuje, tylko chce destabilizować Ukrainę, utrzymać to, co w tej chwili posiada.

Pierwsza ukraińska kontrofensywa przyniosła dużo większe efekty. Zdaniem wojskowego tamto powodzenie Ukraińcy zawdzięczają przede wszystkim elementowi zaskoczenia, którego zabrakło w przypadku trwających działań. O nich mówiło się na długo przed ich rozpoczęciem.

Zginęło już mnóstwo ukraińskich żołnierzy profesjonalnych, trzeba wyszkolić rezerwistów. A to nie jest taka prosta sprawa, jak byśmy chcieli. Tym bardziej, że sprzęt na Ukrainę dociera z opóźnieniem. Czołgi, które dotrą na Ukrainę dzisiaj, mogą być wykorzystane za kilka tygodni, miesięcy, a samoloty za nawet kilkanaście miesięcy - tłumaczył były dowódca GROM.

Wczoraj pojawiły się także informacje o udanym desancie przeprowadzonym przez ukraińskie służby na Krymie. Zapytany o to generał Polko odpowiada: Ukraina złapała przyczółek na zachodzie Krymu. Miejmy nadzieję, że będzie dysponowała środkami bojowymi, aby tę taktyczną inicjatywę podtrzymać i rozwinąć działania w tamtym kierunku.

Opracowanie: Dorota Hilger