Nad gen. Wałerijem Załużnym nadal wisi widmo zwolnienia - pisze brytyjski "Economist", argumentując, że po prostu nie udało się wyłonić jego następcy. Usunięcie ze stanowiska jednej z najpopularniejszych postaci w Ukrainie byłoby nie tylko kluczowym momentem w trwającej już prawie dwa lata wojnie, ale i ruchem bardzo kontrowersyjnym.

REKLAMA

W poniedziałek ukraińskie media obiegła informacja, jakoby naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałerij Załużny miał zostać zwolniony ze stanowiska. Zaprzeczyły temu zarówno biuro prezydenta Ukrainy, jak i resort obrony.

Coś jednak było na rzeczy, bo - jak przekazał we wtorek ukraiński portal Dzerkało Tyżnia - w poniedziałek doszło do spotkania Wołodymyra Zełenskiego z wojskowym. Ukraiński przywódca miał mu sugerować, by sam zrezygnował, ale ten nie chciał się zgodzić.

Generał w odpowiedzi stwierdził, że "naczelny dowódca ma prawo decydować, z kim chce współpracować". Źródła zapewniają, że Wałerij Załużny nie napisał i nie zamierza pisać rezygnacji.

Rozmówcy portalu stwierdzili, że wojskowemu nie zaproponowano żadnego "odpowiedniego i znaczącego" stanowiska w zamian za rezygnację. Dyskusja - ich zdaniem - dotyczyła wyłącznie funkcji asystenta lub doradcy.

Gen. Załużnemu nadal grozi zwolnienie

W środę nowe światło na tę sprawę rzucił brytyjski "Economist". Dziennikarze poinformowali, że gen. Wałerijowi Załużnemu nadal grozi zwolnienie, ale "do tej pory nie znaleziono dla niego zastępstwa". Typowany na to stanowisko gen. Kyryło Budanow, szef ukraińskiego wywiadu, odmówił.

Brytyjscy dziennikarze podali ponadto, że podczas spotkania Wołodymyr Zełenski zaproponował wojskowemu funkcję sekretarza Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (obecnie pełni ją Ołeksij Daniłow - przyp. red.), lecz naczelny dowódca sił ukraińskich odrzucił tę propozycję.

"Economist" pisze, że kolejnym kandydatem na miejsce szefa ukraińskiej armii jest dowódca wojsk lądowych gen. Ołeksandr Syrski, którego "uważa się za bliskiego prezydenckiego sztabu". W artykule wspomniano o jego roli w obronie Kijowa i zakończonej sukcesem kontrofensywie w obwodzie charkowskim jesienią 2022 roku. Wypomniano jednak jego niedociągnięcia.

"Jego twarde podejście do działań wojennych sprawiło, że stał się niepopularny wśród części armii. W zeszłym roku poświęcił zaprawionych w bojach dowódców w pozornie bezsensownej obronie Bachmutu w obwodzie donieckim" - czytamy na łamach dziennika.

"Economist" pisze, że jest mało prawdopodobne, by zwolnienie Załużnego doprowadziło do większego przepływu pieniędzy i sprzętu wojskowego z Zachodu, ponieważ wojskowy cieszy się wśród sojuszników dużym uznaniem.

Nie ma łatwego wyjścia z tej sytuacji

50-letni gen. Wałerij Załużny, generał wojsk lądowych, jest naczelnym dowódcą Sił Zbrojnych Ukrainy od 2021 roku. O jego dymisji spekuluje się od dawna; przyczyną ma być wysoka popularność generała i obawy prezydenta o jego ambicje polityczne.

"Generał publicznie żądał, aby Zełenski rozpoczął zakrojoną na szeroką skalę mobilizację, ale prezydent stawiał opór, wiedząc, że byłoby to niepopularne wśród społeczeństwa. Doszło również do ostrych debat pomiędzy pałacem prezydenckim a sztabem generalnym na temat strategii wojskowej. Ostatecznie jednak Zełenskiego i jego otoczenie prawdopodobnie zirytował autorytet polityczny gen. Załużnego" - pisze "Economist".

Zdaniem dziennikarzy, nie ma łatwego wyjścia z tej sytuacji. "Jeśli Załużny utrzyma się na stanowisku, Zełenski będzie wyglądał na słabego. Jeśli go zwolni, nieudolne rozwiązanie problemu tylko podważy zaufanie do władz" - czytamy na łamach dziennika.

Według opublikowanego w grudniu ub.r. sondażu Kijowskiego Międzynarodowego Instytutu Socjologii, Siły Zbrojne Ukrainy oraz ich głównodowodzący cieszyły się większym zaufaniem społeczeństwa, niż prezydent Ukrainy.

Zaufanie do armii zadeklarowało w tym badaniu 96 proc. Ukraińców, natomiast do gen. Wałerija Załużnego - 88 proc. Tymczasem zaufanie do prezydenta znacznie spadło w porównaniu z grudniem 2022 roku. Wtedy ufało mu 84 proc. respondentów, a w grudniu 2023 r. - 62 proc.

Kreml komentuje

Do zamieszania w Kijowie odniósł się rzecznik Kremla. Dmitrij Pieskow powiedział, że Moskwa uważnie śledzi rozwój sytuacji. Wciąż jest wiele pytań, ale jedno jest oczywiste - reżim w Kijowie ma wiele problemów, nie wszystko tam idzie dobrze - powiedział, cytowany przez agencję Reutera.

Jest oczywiste, że nieudana (letnia) kontrofensywa i problemy na froncie prowadzą do narastających nieporozumień wśród przedstawicieli tego kijowskiego reżimu. Nieporozumienia te będą narastać, w miarę jak specjalna operacja wojskowa (tak Rosjanie określają inwazję na Ukrainę - przy. red.) będzie odnosić sukcesy - dodał.