Francja, która jako pierwsza zaatakowała oddziały Kadafiego, ma jeszcze dziś wysłać w rejon Libii lotniskowiec "Charles de Gaulle". Ma to ułatwić działania francuskich samolotów bojowych, które nie będą musiały po każdej akcji wracać do baz w kraju. Te oddalone są o blisko półtora tysiąca kilometrów.

REKLAMA

Wielu francuskich ekspertów obawiało się, że bez interwencji zbrojnej na lądzie, która została wykluczona przez ONZ, nie uda się pokonać Kadafiego. Przedstawiciele francuskiego MSZ i ministerstwa obrony sugerują, że interwencja lądowa nie jest konieczna, bo role sił lądowych koalicji spełniają oddziały libijskiej opozycji. Chodzi o to, by bombardowania z powietrza maksymalnie osłabiły reżim Kadafiego i umożliwiły obalenie go przez rebeliantów. Dlatego Francja pozostaje z tymi ostatnimi w ciągłym kontakcie - w celu koordynacji działań.

Według stacji telewizyjnej LCI w oblężonym przez siły Kadafiego mieście Bengazi, które jest bastionem libijskiej opozycji, znajdują się francuskie służby specjalne, które pospiesznie szkolą powstańców, pomagają im zorganizować obronę miasta i jednocześnie naprowadzają francuskie samoloty bojowe na cele, które należy zbombardować.

W pierwszej fazie wystrzelono ponad 110 pocisków
W pierwszej fazie wystrzelono ponad 110 pocisków
Pocisk Tomahawk wystrzeliwany z okrętu USS Barry.
Pocisk Tomahawk wystrzeliwany z okrętu USS Barry.
Pocisk Tomahawk wystrzeliwany z okrętu USS Barry.
Pocisk Tomahawk wystrzeliwany z okrętu USS Barry.
Pocisk Tomahawk wystrzeliwany z okrętu USS Barry.