Już w niedzielę 25 maja zdecydujemy, kto dostanie pracę marzeń. Dostanie się do Parlamentu Europejskiego z pewnością jest taką pracą. Najbardziej obrotni europosłowie mogą bowiem dostać do ręki nawet 71 tysięcy złotych miesięcznie. To prawdziwa fortuna.

REKLAMA

Podstawowa pensja europarlamentarzysty to 6 200 euro miesięcznie netto, czyli około 26 tysięcy złotych.

Do tego za każdy dzień pracy, a w zasadzie za podpis na liście obecności, europosłowie dostają dalsze 306 euro diety dziennie. Z tego da się uzbierać kolejnych 25 tysięcy złotych miesięcznie.

Na życie to chyba nie wystarczy, bo na obiady w restauracjach i książki, czyli oficjalnie na "wykonywanie mandatu" europosłowie dostają następnych prawie 17 tysięcy złotych. Oczywiście nieopodatkowanych.

Mało? Chyba tak, bo naszym wysłannikom do Brukseli fundujemy także dwa razy w tygodniu latanie samolotami, jakże by inaczej, w klasie biznes.

Dlatego wybierając w tę niedzielę europosłów, upewnijmy się, że nie fundujemy komuś przypadkowemu wakacji życia. Jak już mamy płacić, to płaćmy za jakość.

W najbliższych, trzecich już w Polsce, wyborach do Parlamentu Europejskiego kandyduje największa jak do tej pory liczba posłów i senatorów. Z danych Państwowej Komisji Wyborczej wynika, że jest to 128 posłów i 9 senatorów.

W Faktach RMF FM i na RMF 24 sprawdzaliśmy, co wiedzą o Unii Europejskiej kandydaci w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Testowaliśmy też ich znajomość języków obcych.

Wszystko po to, by ułatwić Wam podjęcie decyzji, kto miałby Was reprezentować w Brukseli, a kogo nie chcielibyście tam wysyłać.

Rajskie życie eurodeputowanego

Europosłowie mają w siedzibie europarlamentu - delikatnie mówiąc - bardzo ułatwione życie. Nie wychodząc z budynku mogą wpaść do restauracji, gdzie ceny są dotowane, odwiedzić fryzjera, zrobić zakupy, podejść do biura podróży. Prawie wszystko się mieści na parterze, wzdłuż olbrzymiego holu, który przypomina Nowy Świat w Warszawie.

Budynek europarlamentu to w każdym razie rodzaj samowystarczalnego miasteczka. Nie trzeba wychodzić z budynku, by wszystko załatwić, odpocząć, zjeść. A wszystko w godzinach pracy...

Polscy europosłowie chętnie odwiedzają - siłownię. Częstym gościem jest na przykład poseł SLD, Olejniczak, który - jak obserwowałem - przeszedł niezłą transformację; schudł i nabrał muskulatury. I to też dzięki siłowni w Parlamencie Europejskim - ujawnia Marcin Grajewski, urzędnik w europarlamencie.

Jest także sklep z książkami i gazetami. Ten jednak odwiedzany jest o wiele rzadziej przez polskich eurodeputowanych. Właściciel kiosku przyznaje: Udaje mi się sprzedać raptem cztery polskie gazety dziennie, podczas gdy hiszpańskich, francuskich czy brytyjskich sprzedaję nawet kilkadziesiąt.

Polskie eurodeputowane uchodzą natomiast za bardzo oszczędne i do tutejszego fryzjerskiego mistrza Guy Aleksendre praktycznie nie zaglądają. Jedna z polskich urzędniczek mówi wprost, że "mają węża w kieszeni". Natomiast Ewa Haczyk, wieloletnia asystentka w europarlamencie ma inne wyjaśnienie: Polskie europosłanki mają swoje własne, domowe sposoby, żeby zadbać o fryzurę i mają zdrowe, piękne włosy.

Europosłanki także rzadko zaglądają do restauracji, podobno także bardziej ze względów finansowych, niż ze względu na figurę.

Kto kontroluje eurodeputowanych?

Oczywiście kontrolę sprawują sami wyborcy, czyli my wszyscy, bo to my rozliczamy ostatecznie w wyborach eurodeputowanego. Europosła obowiązuje jednak także regulamin Parlamentu Europejskiego, który dosyć szczegółowa określa jego obowiązki.

"Tutaj wszystko opiera się na zaufaniu, że europoseł jednak pracuje. Stąd ta kontrola nie jest doskonała" - przyznaje jeden z eurodeputowanych.

Największym batem na europosła, chociaż wciąż niewystarczającym, jest możliwość uderzenia go po kieszeni. Aby dostać 300 euro diety europoseł musi podpisać listę obecności. Niestety poseł-leniuch może się podpisać na liście obecności na komisji, a potem chyłkiem wyjść. Może także podpisać się w ogólnym rejestrze od 7:00 do 21:00, nie biorąc nawet udziału w żadnym spotkaniu. To raj dla leserów. Można przyjść do Parlamentu Europejskiego tuż przed zamknięciem rejestru, złożyć podpis i... 300 euro w kieszeni.

Poseł może stracić pieniądze, jeżeli nie wziął udziału w połowie głosowań na sesji plenarnej. Dlatego sala plenarna jest z reguły wypełniona po brzegi. Kara finansowa grozi także za niestosowane zachowanie na sesji plenarnej, np. za obraźliwe wypowiedzi. Kara taka może wynieść nawet 3 tysiące euro. Na przykład brytyjski poseł Nigel Farage został ukarany w 2010 roku odebraniem 10-dniowego uposażenia, czyli sumy 2 700 euro za to, że obraził przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuy’a. Powiedział wtedy, że "ma charyzmę mokrego mopa".

W przypadku, gdy poseł w bardzo poważny sposób zakłóca posiedzenie lub prace europarlamentu, przewodniczący PE może po udzieleniu oficjalnego ostrzeżenia zaproponować, aby parlament natychmiast lub najpóźniej w trakcie następnej sesji miesięcznej udzielił mu nagany, która pociąga za sobą natychmiastowe wykluczenie z obrad oraz zakaz wstępu na salę obrad przez okres od dwóch do pięciu dni.

Parlament Europejski reguluje także sprawę podarunków i korzyści materialnych, by zapobiegać korupcji i konfliktowi interesów. Wszelkie podarunki czy korzyści o wartości przekraczającej 150 euro, otrzymane przez europosła w trakcie pełnienia przez niego funkcji, powinny zostać odrzucone, lub - w przypadku, kiedy są to upominki podarowane Parlamentowi Europejskiemu oficjalnie - przekazane jego przewodniczącemu.

Do tej pory z polskich eurodeputowanych jedynie Jacek Saryusz-Wolski zgłosił, że otrzymał prezent wart więcej niż 150 euro. Zrobił to we wrześniu 2013 roku, dostał wtedy pióro marki Mont Blanc od Ambasady Azerbejdżanu.

(j.)