"Nie powinniśmy cieszyć się z kolejnej doby bez rekordu liczby zakażeń. Musimy cierpliwie czekać i stosować się do obostrzeń" - przekonuje w rozmowie z RMF FM prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych profesor Robert Flisiak. Ostatniej doby w Polsce potwierdzono 19 tysięcy 364 kolejne przypadki koronawirusa.

REKLAMA

Michał Dobrołowicz, RMF FM: Panie profesorze, za nami trzecia, kolejna doba bez rekordu liczby zakażeń koronawirusem. To jest powód do choć delikatnego optymizmu?

Profesor Robert Flisiak: Pamiętajmy, że zawsze po weekendzie był spadki liczby zakażeń. To naturalne, w sobotę i zwłaszcza w niedzielę laboratoria wykonują mniej badań. Cały czas liczba przypadków oscyluje wokół dwudziestu tysięcy. Od tygodnia mamy niemal ten sam poziom. Zobaczymy, jak to będzie trwało. Jeżeli utrzyma się na tym poziomie jeszcze przez tydzień, jest nadzieja, że to ten najwyższy moment. Na dziś nic nie można przewidzieć, jest wiele czynników, które wpływają na rozsiew zakażenia. Nie możemy przewidzieć, w którą stronę pójdą zakażenia w kolejnych dniach.

Czy cokolwiek daje szansę na ustabilizowanie sytuacji? Z jednej strony są obostrzenia, z drugiej - protesty na ulicach.

Stabilizację dadzą szczepionki. Dopiero wtedy będzie można mówić o stabilizacji.

Czyli co najmniej do końca roku czeka nas taka sytuacja jak obecnie?

Tak, raz lepsza, raz gorsza. To będzie tak wyglądać, powinniśmy być na to przygotowani.

Czy cokolwiek daje jednak powody do optymizmu, teraz, na dzisiaj?

Fakt, że ludzie zrozumieli, że trzeba przestrzegać podstawowych zasad po to, by uniknąć najgorszego, czyli lockdownu, który zniszczyłby gospodarkę, a w konsekwencji także służbę zdrowia. To skutkowałoby kompletną bezsilnością wobec pandemii.

Z perspektywy lekarzy chorób zakaźnych, co w tej chwili jest największym problemem?

Największym problemem jest uregulowanie organizacji opieki zdrowotnej. W ostatnich tygodniach mieliśmy dużo zmian. Pracownikom opieki zdrowotnej na różnych poziomach trudno jest przystosować oraz podążać za tymi zmianami, nawet ja nie nadążam, tak szybko następują. Potrzebne jest uruchomienie oddziałów pocovidowych, teraz pojawiły się sygnały, że to idzie w tym kierunku. Każdy szpital musi mieć oddział obserwacyjny, który w niektórych przypadkach będzie oddziałem pocovidowym, dla innych obserwacyjnym, który umożliwi funkcjonowanie pacjentów z innymi chorobami, poważniejszymi, którym przyklejono łatkę "COVID". Zatem: oddziały pocovidowe są koniecznością.

To, co nas niepokoi przy wzrastającej liczbie zachorowań: braki remdesiviru, czyli jedynego zarejestrowanego leku przeciwwirusowego w COVID-19.

To jest problem ogólnopolski czy lokalny?

To problem ogólnopolski od dwóch, trzech tygodni. W tej chwili płyną niepokojące sygnały o możliwym zmniejszeniu liczby zakupów przez Polskę. Trzeba kupić więcej leku.

Ten lek jest na świecie, w Europie?

Jest w Polsce. Balansujemy na granicy potrzebnej. Jeżeli będzie rosnąć liczba chorych kwalifikujących się do tej terapii, a jednocześnie będzie wzrastała liczba zakupowanego leku, może dojść do sytuacji, gdy będziemy musieli wybierać między pacjentami.

Które z obecnych obostrzeń są kluczowe dla naszego bezpieczeństwa i zdrowia?

Maseczki, dystans - to jest to, co jest podstawą, także w miejscach pracy. Nie przywiązuję takiej wagi do tego, co dzieje się na ulicy, na świeżym powietrzu, tam ryzyko jest znacznie mniejsze. Większość zakażeń ma miejsce w ramach rodzin i w miejscach pracy. To są główne miejsca rozprzestrzeniania się wirusa.