Ta historia postawiła na nogi kilkudziesięciu policjantów z Lubartowa w woj. lubelskim. 80-letni mężczyzna miał odebrać wnuka z przedszkola. Pomylił dzieci i zabrał do domu obcego chłopca. Tam nakarmił go i włączył mu bajkę. Gdy się zorientował, że doszło do pomyłki - do drzwi już zapukała policja.

REKLAMA

Do tego zdarzenia doszło 6 marca. Policja w Lubartowie została postawiona na nogi, by szukać 4-letniego chłopca, który wyszedł z przedszkola ze starszym mężczyzną.

Policję zawiadomił inny mężczyzna, który przyszedł do placówki po wnuka, a tam usłyszał, że czterolatka odebrał już... dziadek.

Od razu zaczęto przeglądać nagranie z monitoringu i w ten sposób zarówno policja, jak i opiekunowie "zaginionego" 4-latka zorientowali się, że zaszła pomyłka.

Po godzinie chłopiec został odnaleziony w mieszkaniu mężczyzny, w towarzystwie którego opuścił przedszkole. Malec zjadł już zupę, dostał na deser cukierka i oglądał bajkę w telewizji.

"Muszę chyba zacząć lepiej gotować. Syn powiedział mi później, że zjadł dwie miski zupy ogórkowej i smakowała mu ona nawet lepiej niż w domu - mówiła później TVN24 mama malucha.

Jak się okazuje, chłopcy są do siebie łudząco podobni, mają podobne imiona, a feralnego dnia byli również podobnie ubrani. Poza tym, przyjaźnią się i znają członków swoich rodzin. To sprawiło, że przedszkolak bez oporów wyszedł z dziadkiem kolegi.

Mama 4-latka nie ma do nikogo żalu. Sama mówi, że "zwyczajnie doszło do pomyłki". Mimo to policja prowadzi postępowanie w sprawie tego, czy mogło dojść do narażenie życia lub zdrowia chłopca.