Mężczyzna, który biwakował na wyspie należącej do Disneylandu, został aresztowany. 42-latek utrzymuje, że nie wiedział o złamaniu przepisów i myślał, że znajduje się w "tropikalnym raju" - poinformowała amerykańska policja.

REKLAMA

Przed aresztowaniem w czwartek mężczyzna miał kilka dni biwakować na wyspie na jeziorze w słynnym parku rozrywki na Florydzie. Policji - jak relacjonują amerykańskie media - tłumaczył, że nie wiedział, iż złamał przepisy, wkraczając do tego, co wyglądało mu na "tropikalny raj".

Funkcjonariusze nie dają wiary jego tłumaczeniom. Wskazują, że przy wejściu na wyspę mija się znaki zabraniające wstępu oraz dwie zamknięte bramy.

W poszukiwaniach 42-latka brał udział nawet helikopter. Mężczyzna broni się, że nie słyszał, że go szukano, bo spał w jednym z budynków na wyspie.

Proces mężczyzny ma ruszyć w czerwcu. Władze Walt Disney World Resort poinformowały go, że po otwarciu parku nie będzie już w nim mile widziany. Z powodu epidemii koronawirusa Disneyland na Florydzie jest tymczasowo zamknięty.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Dzięki pandemii co najmniej 120 byków uniknęło śmierci