Były kandydat na prezydenta Białorusi Aleś Michalewicz mówi, że torturowano go w areszcie śledczym KGB i że podpisał zobowiązanie do współpracy z KGB, by wyjść na wolność. Ogłosił to publicznie, zastrzegając, że zrywa zobowiązanie.

REKLAMA

Areszt KGB według mnie to obóz koncentracyjny - mówił Michalewicz.

Wyprowadzili nas nagich do osobnej sali, tam stawiali w rozkroku - faktycznie w szpagacie - opisał Michalewicz. Poza tym aresztantom kazano stać z rękami opartymi o ścianę po 40 minut w pomieszczeniu, gdzie temperatura nie przekraczała 10 stopni. Wydarzyło się to czwartego dnia po aresztowaniu.

Opisał też, że kiedy miał ręce w kajdankach, podnoszono mu ręce za plecami do góry tak, że twarz prawie dotykała ziemi. W ten sposób zmuszano go do obietnicy, że będzie posłuszny. Robili to ludzie w czarnych uniformach bez oznaczeń i w maskach.

Podłogi w celach malowano farbą z acetonem, aresztowani musieli przebywać tam cały czas i wdychać opary - mówił Michalewicz.

Dodał, że poddawano go też presji psychicznej. Kiedy nie dostawał listów od rodziny, otrzymał anonim z uwagami, że ma żonę i dzieci i ma po co żyć. Michalewicz ocenił to jako faktyczne groźby.

Adwokaci nie mogli się spotykać z aresztowanymi, w jego ocenie - właśnie po to, by aresztowani nie mogli opowiedzieć o tym, co się działo.

Wyjaśnił, że jedyną możliwością, by wyszedł na wolność było podpisanie zgody na współpracę. Zgodziłem się podpisać, ale dziś ogłosiłem, że nie byłem i nie będę (współpracownikiem), zdejmuję z siebie wszystkie zobowiązania - oznajmił. Jak powiedział, skierował list do prokuratury i do sprawozdawcy ONZ ds. tortur.

Zapytany, co będzie po jego wystąpieniu, Michalewicz powiedział: Prawdopodobnie będę znów w areszcie śledczym i będą ze mną robić rzeczy jeszcze straszniejsze. (...) Jestem obywatelem tego kraju, nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać.

Michalewicz został zwolniony z aresztu 19 lutego. Zamieniono mu środek zapobiegawczy z aresztu na zobowiązanie do niewyjeżdżania z kraju. Tak jak pięciu innym kandydatom opozycji w wyborach prezydenckich 19 grudnia postawiono mu zarzuty o organizację i udział w masowych zamieszkach. Grozi za to do 15 lat pozbawienia wolności.