Demokratyczny senator Bernie Sanders ze stanu Vermont, główny rywal Hillary Clinton w wyścigu do partyjnej nominacji prezydenckiej, poparł ją i wystąpił z nią razem we wtorek na wiecu w Portsmouth w stanie New Hampshire.

REKLAMA

Hillary Clinton zdobyła nominację i gratuluję jej tego. Zamierzam zrobić wszystko, żeby została prezydentem USA. Jest jedną z najinteligentniejszych osób, jakie znam i będzie wspaniałym prezydentem - powiedział senator.

Podkreślił, że trzeba zjednoczyć siły w Partii Demokratycznej, aby w listopadowych wyborach pokonać kandydata Republikanów Donalda Trumpa.

Dziękując mu za poparcie, była pierwsza dama, senator i sekretarz stanu powiedziała, że "jest dla niej przywilejem" stać razem z nim na mównicy. Chwaliła Sandersa za pasję, z jaką walczy o swoje postulaty w Kongresie i komplementowała jego rodzinę.

W swoim przemówieniu kładła akcenty na uznawane przez wielu za populistyczne wątki w swoim programie wyborczym zgodne z tym, co w prawyborach głosił Sanders, określający się jako "demokratyczny socjalista".

Rozpoczęła jednak od nawiązania do niedawnych tragedii - zastrzelenia w Baron Rouge w Luizjanie i Falcon Heights w Minnesocie dwóch Afroamerykanów przez policję i zamordowania pięciu białych policjantów w Dallas w Teksasie przez czarnoskórego snajpera, który przestawił swój czyn jako zemstę rasową.

To są trudne dni dla naszego kraju. Trzeba wziąć się za zwalczanie rasizmu i odbudowę zaufania między organami ścigania a społeczeństwem - powiedziała.

Wezwała, by położyć kres "profilowaniu rasowemu" przez policję i nadużywaniu surowych kar. Postulowała poprawę szkolenia policjantów. Zaapelowała o ograniczenie dostępu do broni palnej, aby utrudnić jej zakup przez przestępców i psychopatów.

Później mówiła o potrzebie podwyżki płacy minimalnej ("obecna - 7,25 dolara za godzinę - to pensja głodowa"), obniżeniu kosztów wyższych studiów i zwiększeniu dostępu Amerykanów do ochrony zdrowia, "na jaką ich stać". Podkreślała, że gospodarka "nie może przynosić korzyści tylko bogatym", obiecywała walkę z ociepleniem klimatu i o reformę systemu finansowania kampanii wyborczych, aby nie faworyzował on - jak obecnie - wielkiego biznesu i innych zamożnych grup interesów.

Wcześniej Sanders długo zwlekał z ogłoszeniem poparcia dla Clinton, co wzbudzało niepokój Demokratów, że partia jest podzielona. Senator przegrał w prawyborach walkę o nominację, ale zdobył niewiele mniej delegatów na przedwyborczą konwencję w Filadelfii i miał za sobą miliony zagorzałych zwolenników, głównie wśród młodych wyborców, którym podobają się jego wezwania do zmniejszenia nierówności w USA, podwojenia płacy minimalnej i darmowych studiów na uniwersytetach publicznych.

Wielu jego fanów wyrażało niechęć do Clinton jako kandydatki establishmentu ustępującej wielkim korporacjom. Sondaże wskazują, że niektórzy z nich chcą nawet w wyborach głosować na Trumpa, bo popierają jego zapowiedzi rewizji układów o wolnym handlu i karania biznesu podatkami za przenoszenie miejsc pracy za granicę.

Do porozumienia między dwojgiem rywali doszło w wyniku negocjacji; Sanders domagał się w tych negocjacjach włączenia do platformy wyborczej Demokratów, która będzie uchwalona na konwencji, kluczowych punktów jego lewicowego programu.

Obóz Clinton zgodził się, by w platformie znalazł się postulat podwyżki płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę i wprowadzenia bezpłatnych studiów na państwowych uczelniach. Znajdzie się też w nim postulat docelowego powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego finansowanego z podatków.

Trwają jeszcze negocjacje w sprawie stanowiska Demokratów wobec układu o wolnym handlu między krajami Pacyfiku (TPP), przeciw któremu Clinton ostatnio wystąpiła, a którego broni Biały Dom.

Sandersowi obiecano poza tym oddanie mównicy na konwencji w Filadelfii w czasie największej telewizyjnej oglądalności.

Senator powtarza, że chodzi mu o "polityczną rewolucję" i poza darmowymi studiami i podwyżką płacy minimalnej postuluje m.in. uchwalenie ustaw drastycznie zaostrzających kontrolę nad bankami. Sanders powrócił we wtorek do tych wątków.

Zbyt wielu Amerykanów zostało pozostawionych w tyle przez naszą gospodarkę. Jest zbyt dużo biedy, zbyt dużo rozpaczy. Musimy sprawić, by ze wzrostu gospodarczego korzystał nie tylko najzamożniejszy 1 procent społeczeństwa - powiedział.

Hasła Sandersa są popularne w kręgach Amerykanów najbardziej dotkniętych kryzysem finansowym 2008 roku i recesją, ale zwalczane przez umiarkowanych Demokratów, którzy obawiają się, że poparcie radykalniejszego programu utrudni Clinton wybór na prezydenta.

Sondaże wskazują, że gdyby wybory odbyły się dziś, zdecydowanie wygra ona z Trumpem. Jednocześnie jednak ponad 50 procent wyborców wyraża niechęć i brak zaufania do kandydatki Demokratów.

(az)