Prokurator postąpił zgodnie z prawem, udostępniając akta ze śledztwa ws. afery podsłuchowej. Obarczanie go odpowiedzialnością za upublicznienie akt jest bezzasadne - oświadczył w Sejmie prokurator generalny Andrzej Seremet. Odpowiadając na zarzuty posłów, że prokuratura dopuściła do ujawnienia danych świadków, zauważył, że przez wiele lat parlamentarzystów nie interesowały "głosy praktyków, że dane świadków są powszechnie dostępne stronom w śledztwie".

REKLAMA

Seremet przedstawił w Sejmie informację w związku z bezprawnym ujawnieniem akt śledztwa ws. afery podsłuchowej. W sprawie tej w nocy z wtorku na środę zarzut usłyszał Zbigniew Stonoga - biznesmen, który od poniedziałku publikował na Facebooku kolejne tomy akt. Przez kilka godzin był zatrzymany, przeszukano jego mieszkanie i biuro. Prokurator zakazał mu też dalszego ujawniania materiałów ze śledztwa.

Andrzej Seremet przekonywał w Sejmie, że fakt, że akta ws. afery taśmowej zostały upublicznione, obciąża tych, którzy je upublicznili. Zapewnił, że prokuratorzy zrobili to, co należało do ich obowiązków procesowych. Do posłów i mediów apelował zaś "o wstrzemięźliwość, obiektywizm i rozwagę przy formułowaniu zarzutów pod adresem prokuratury".

Śledztwo w sprawie publicznego rozpowszechniania wiadomości z postępowania przygotowawczego zostanie przeprowadzone sprawnie, a w przypadku udowodnienia winy konkretnych osób prokuratorzy wykonają to, co do nich należy, by sprawcę lub sprawców pociągnąć do odpowiedzialności karnej - mówił Seremet.

Seremet: Prokuratura przywykła do zarzutów, że wpisuje się w kalendarz polityczny

Zapewniał, że "prokuratura jest instytucją apolityczną", a zadaniem prokuratorów jest "strzeżenie prawa i pociągnięcie do odpowiedzialności karnej tych, którzy dopuścili się przestępstw".

Prokuratura przywykła do zarzutów, że wpisuje się w kalendarz polityczny, szczególnie dotyczący wyborów - mówił Seremet. Podkreślił jednak, że "jedynym kalendarzem, którym kieruje się prokuratura pod jego kierownictwem, jest kalendarz wiszący na ścianie gabinetu każdego prokuratora". Jeżeli brak jest przesłanek do prowadzenia postępowania, prokuratorzy odmawiają jego wszczęcia lub umarzają śledztwo - zaznaczył Seremet.

Poinformował, że w ramach śledztwa podsłuchowego prowadzący je prokurator udzielał zgody osobom uprawnionym na wykonywanie fotokopii akt sprawy. Od kilku lat jest to powszechną praktyką, akceptowaną przez doktrynę i orzecznictwo - zaznaczył. Jak przypomniał, mówią o tym przepisy prawa uchwalone przez parlament. Zauważył również, że zanim zaczęła obowiązywać praktyka wykonywania fotokopii akt, udostępniano uprawnionym ich kserokopie. To też nie chroniło przed ich bezprawnym powielaniem i upublicznianiem - podkreślił, dodając, że decyzja o udostępnieniu akt stronom była prawidłowa.

Z dostępu do akt śledztwa podsłuchowego skorzystało 15 osób

Odnosząc się do zarzutów, że w aktach śledztwa ujawniono dane wrażliwe, Seremet przypomniał, że w momencie wydawania przez prokuratora decyzji o udostępnieniu akt postępowania stronom "nie istniała podstawa prawna, na podstawie której prokurator mógłby zaniechać udostępnienia pokrzywdzonym i podejrzanym oraz ich pełnomocnikom informacji dotyczących miejsca zamieszkania osób przesłuchanych w charakterze świadka".

Prokurator, przesyłając akt oskarżenia do sądu, ma obowiązek dokonania selekcji adresów świadków, natomiast żaden przepis ustawy obowiązującej do 7 kwietnia 2015 roku nie nakładał na prokuratora obowiązku zatajania przed stronami postępowania przygotowawczego danych w tym zakresie - powiedział. Dodał, że jedynymi przepisami, które by to umożliwiały, byłyby przepisy dotyczące świadka incognito, a takie sytuacje w tej sprawie nie zachodziły.

Seremet wskazał też, że szef CBA Paweł Wojtunik nie zwracał się do przesłuchującego go funkcjonariusza CBA o zastrzeżenie swojego adresu, a ponadto w aktach figuruje adres miejsca pracy Wojtunika, a nie adres jego zamieszkania.

ABW sprawdzi, czy opublikowanie akt ze śledztwa dotyczącego tzw. afery podsłuchowej mogło narazić na niebezpieczeństwo ujawnienia danych funkcjonariuszy publicznych lub funkcjonariuszy służb specjalnych - dodał Seremet. Zaznaczył jednak, że z dotychczasowych informacji nie wynika, by taka sytuacja miała miejsce.

Według prokuratora generalnego, z dostępu do akt śledztwa podsłuchowego, prowadzonego w Prokuraturze Okręgowej Warszawa-Praga, skorzystało 15 osób. Prawo do dostępu uzyskało 4 podejrzanych, 4 ich obrońców, 11 pokrzywdzonych i 11 ich pełnomocników. Z dostępu do akt skorzystało natomiast do tej pory 15 osób - adwokatów, aplikantów adwokackich - obrońców podejrzanych i pełnomocników pokrzywdzonych.

Seremet: Przez lata posłów nie interesowało, że dane świadków są dostępne

Odpowiadając na zarzuty posłów, że prokuratura dopuściła do ujawnienia danych świadków, Seremet zauważył, że przez wiele lat parlamentarzyści jako twórcy prawa "nie byli zainteresowani wysłuchiwaniem głosów praktyków, że dane świadków są powszechnie dostępne stronom w śledztwie". Dodał, że prokurator prowadzący śledztwo nie może odmówić stronom udzielenia nawet informacji opatrzonej najwyższym gryfem tajności.

Jak mówił, aż do kwietnia tego roku - gdy w życie weszła ustawa o ochronie i pomocy świadkom i pokrzywdzonym, przygotowana z inicjatywy byłego ministra sprawiedliwości Marka Biernackiego - prokuratorzy musieli "znosić hipokryzję w prawie", które z jednej strony pozwalało utajniać dane świadków incognito, a z drugiej nakazywało wysyłać sądowi te dane, ale w oddzielnej teczce. Jaki sens miało takie rozwiązanie? - pytał.

Jeśli idzie o ochronę danych adresowych, to w wyniku dyskusji w Trybunale Konstytucyjnym już dwa lata temu wnosiłem o zmianę przepisów, aby zawsze prokurator miał obowiązek chronić dane świadka, jeśli świadek o to się zwróci. Wysłałem to dwa lata temu na ręce ministra sprawiedliwości, ale inicjatywa ta nie spotkała się z aprobatą - podkreślił prokurator generalny.

Seremet: Prokurator nie może ograniczać informacji, które są w aktach

Powtórzył, że prokurator referent, udostępniając akta śledztwa podsłuchowego, uczyniła tak, jak się postępuje w prokuraturze. To nie jest tak, że akta się daje i zapomina, komu się dało. Prokurator nie może cyzelować, ograniczać informacji, które są w aktach - także informacji dotyczących adresów świadka - powtórzył.

Przyznał zarazem, że w wyniku ujawnienia akt bez zgody prokuratury "stało się źle, bo społeczeństwo ma prawo czuć zagrożenie związane ze składaniem zeznań". Ale nie możemy pójść taką drogą, by odmawiać stronom dostępu do akt postępowania, bo to prawo jest fundamentem demokracji. Tak orzeka Trybunał Konstytucyjny, tak orzeka Europejski Trybunał Praw Człowieka i od tego nie uciekniemy - podkreślił.

Seremet zapewnił też, że "dogłębnie zbada możliwości organizacyjne w prokuraturze", które mogą pozwolić na minimalizację ryzyka podobnych zdarzeń w przyszłości. To kwestia uczciwości i lojalności uczestników postępowania karnego. Nie możemy nie ufać wszystkim, którym dajemy dostęp do akt - powiedział.

Odnosząc się do stawianych prokuraturze zarzutów, że nie zablokowano publikacji na portalu społecznościowym, na którym doszło do ujawnienia akt, Seremet przypomniał, że zablokowanie treści lub samego konta na tym portalu może nastąpić jedynie na mocy amerykańskich przepisów. Trzeba w tym celu wystąpić do władz amerykańskich. To z natury rzeczy jest procedura długotrwała - dodał.

Seremet: Nie można wykluczyć upublicznienia kolejnych nagrań

Prokurator generalny zreferował też Sejmowi stan głównego śledztwa ws. afery podsłuchowej, które prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Akta tego śledztwa liczą 37 tomów: 34 tomy akt jawnych i 3 tomy niejawne. Zarzuty w tym śledztwie mają cztery osoby: biznesmen Marek Falenta i jego wspólnik Krzysztof R., podejrzani o zlecenie kelnerom nagrywania gości restauracji, oraz dwóch kelnerów, którzy nagrań mieli dokonywać.

Ustalono, że proceder podsłuchiwania obejmował około stu spotkań i dotyczył kilkudziesięciu osób. Osoby te zostały przesłuchane - niektóre kilkakrotnie, jeśli nagrano kilka ich spotkań. Część pokrzywdzonych nie złożyła wniosku o ściganie. Są osoby, które nadal zastanawiają się, czy taki wniosek złożyć - poinformował Seremet.

Jak podkreślił, śledztwo musi trwać w dalszym ciągu, bo lista planowanych w nim czynności nie jest zamknięta. Nie można wykluczyć upublicznienia kolejnych nagrań, ale prokuratura nie może być zakładnikiem działań innych osób - powiedział.

(edbie)