Stany Zjednoczone są przekonane, że sobotni atak na instalacje naftowe w Arabii Saudyjskiej nastąpił z południowo-zachodniego Iranu. Takie informacje przekazała agencja Reutera - powołując się na anonimowe źródła w amerykańskiej administracji.

REKLAMA

Z ustaleń wynika, że ataki były znacznie bardziej złożone pod względem technicznym i wojskowym niż to pierwotnie sądzono, a uderzenie przeprowadziły nie tylko drony, ale też rakiety manewrujące. Saudyjski minister energii oświadczył jednak, że nadal nie jest potwierdzone, kto stoi za atakiem.

Iran nie przyznaje się do zamachów

"Stany Zjednoczone zaprzeczają rzeczywistości, oskarżając Iran o ataki na pola naftowe w Arabii Saudyjskiej" - oświadczył na Twitterze szef irańskiego MSZ Mohammad Dżawad Zarif. Jego zdaniem USA ignorują fakt, że do tej akcji zdolni mogli być rebelianci Huti z Jemenu.

Zarif przypomina, że przeciwko Hutim prowadzi operację zbrojną międzynarodowa koalicja pod wodzą Arabii Saudyjskiej, która wspierana jest przez USA.

Celem sobotnich ataków były instalacje naftowe koncernu Aramco w Bukajk i Churajs na wschodzie Arabii Saudyjskiej. Do ataków przyznał się wspierany przez Iran rebeliancki ruch Huti, walczący w Jemenie z siłami rządowymi: te z kolei wspiera koalicja pod przywództwem Arabii Saudyjskiej.

Odpowiedzialności Hutich zakwestionowały już wcześniej władze USA. Sekretarz stanu Mike Pompeo winę za ataki przypisał Iranowi, zaś prezydent Donald Trump na Twitterze zagroził uderzeniem odwetowym, nie precyzując, kogo USA uważają za sprawcę incydentu.

Do końca września wszystko wróci do normy

Jak poinformował minister energetyki Arabii Saudyjskiej książę Abdel Aziz ibn Salman: "Do końca września produkcja ropy naftowej w Arabii Saudyjskiej zostanie przywrócona do stanu, jaki istniał przed sobotnimi atakami na dwie saudyjskie rafinerie".

Zdaniem ministra, do końca tego miesiąca Arabia Saudyjska będzie produkować 11 mln baryłek dziennie, a do końca listopada osiągnie poziom 12 mln baryłek dziennie. Szef resortu zapewnił, że podaż surowca nie zostanie zachwiana i globalny popyt będzie w pełni zaspokajany. Podkreślił jednocześnie, że Rijad musi podjąć radykalne środki, aby zapobiec w przyszłości podobnym atakom.

Książę Abdel Aziz oświadczył również, że obecnie saudyjski rząd nie wie "kto stoi za atakami i dlaczego je przeprowadził".

Sobotnie ataki na dwie instalacje naftowe należące do saudyjskiego koncernu Aramco na wschodzie Arabii Saudyjskiej spowodowały wstrzymanie produkcji 5,7 mln baryłek ropy dziennie, czyli ok. 50 proc. całkowitej produkcji Aramco. Stanowi to 5 proc. globalnej podaży tego surowca.

Obawy o gwałtowny spadek podaży saudyjskiej ropy na światowe rynki i zapowiedzi amerykańskiej odpowiedzi na atak spowodowały w poniedziałek wzrost cen ropy o około 15 proc. Rząd w Rijadzie zapewnił jednak, że naprawa zniszczonych instalacji idzie szybciej niż przewidywano i przetwarzanie ropy będzie przebiegało w normalnym tempie już za dwa lub trzy tygodnie.

Po tych zapowiedziach ceny ropy nieco spadły, ale inwestorzy obawiają się nadal, że dojdzie do kolejnych zakłóceń w dostawach ropy z Bliskiego Wschodu, co odbije się na globalnej gospodarce.