Wojewoda dolnośląski otrzymał oficjalne potwierdzenie zaangażowania wojska w rozpoznanie terenu, na którym może być ukryty pociąg pancerny z okresu II wojny światowej. Pismo z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych nie wskazuje jednak terminu rekonesansu w Wałbrzychu. "Złoty pociąg" miał zostać ukryty pod koniec wojny w sztolni na terenie Wałbrzycha.

Wojewoda dolnośląski otrzymał oficjalne potwierdzenie zaangażowania wojska w rozpoznanie terenu, na którym może być ukryty pociąg pancerny z okresu II wojny światowej. Pismo z Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych nie wskazuje jednak terminu rekonesansu w Wałbrzychu. "Złoty pociąg" miał zostać ukryty pod koniec wojny w sztolni na terenie Wałbrzycha.
"Złoty pociąg" ma być zasypany w starej sztolni (zdj. ilustracyjne) /Bartek Paulus /Archiwum RMF FM

Żołnierze mają pojawić się na terenie, na którym może być ukryty skład, w najbliższych dniach. Chodzi o rozpoznanie terenu pod względem saperskim, chemicznym i radioaktywnym.

Dolnośląscy eksploratorzy nie rozumieją jednak, dlaczego w sprawę angażowane jest wojsko. Ich zdaniem, kwestia potwierdzenia znaleziska to koszt od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Potrzebne są odwierty, wykopanie dodatkowego szybu pozwoliłoby także na rozminowanie tunelu. Tam do przewiercenia jest 30 metrów. Zrobienie takiego jednego odwiertu to jest 25 minut. Takich odwiertów w ciągu dnia można zrobić bardzo, bardzo wiele - argumentuje Dariusz Tomalkiewicz z Sowiogórskiej Grupy Poszukiwawczej. Jego zdaniem, to metoda najtańsza, najbezpieczniejsza i najszybsza.

Archeolog Marek Kowalski zwraca z kolei uwagę, że ewentualnego miejsca pobytu pociągu należy szukać w wojskowych archiwach w Polsce i w Niemczech. Znalezione tam dokumenty mogą potwierdzić lub wykluczyć istnienie składu, który miał, zdaniem miejscowych poszukiwaczy skarbów,  zniknąć w tunelu na trasie ze Świebodzic do Wałbrzycha. Kwatermistrzostwo jest w każdym wojsku. Każdy sprzęt musi być zinwentaryzowany, bo wojsko musi mieć informację, co posiada. W przypadku informacji, która do nas dochodzi, że to może być pociąg pancerny, to mamy zawężone pole działania, bo takich obiektów nie ma tak dużo - wyjaśnia archeolog.

Władze regionu i miasta wciąż nie potwierdziły istnienia znaleziska, którego zgłoszenia tydzień temu dokonali dwaj mężczyźni. Dwie osoby reprezentowane przez kancelarię prawną twierdzą, że "złoty pociąg" został ukryty pod koniec wojny w sztolni na terenie Wałbrzycha.

Starszy mieszkaniec Świebodzic, który od 47 lat mieszka kilka kilometrów od słynnej już trasy kolejowej, opowiada reporterowi RMF FM, że na własne oczy widział tory, które prowadziły w głąb wzgórza. Po wojnie posadzono tam las. Tu, pod te skały szły tory, belki były powyjmowane. Ruscy przyszli, wypenetrowali - przecież cały batalion ich tu był. Pamiętam, jak w Książu dywany cięli - wspomina. Przyznaje, że samego tunelu nie widział, ale wierzy, że taki istnieje.

Według różnych relacji, pociąg wyruszył w listopadzie 1944 roku z zakładów zbrojeniowych w Petersdorfie. Miał wieźć tajne dokumenty, dzieła sztuki, złoto, a nawet słynną Bursztynową Komnatę. Skład miał zostać zatrzymany, a cała obsługa - zamordowana. Niemieckich kolejarzy i żołnierzy zastąpili esesmani. Potem pociąg miał wjechać tajnym tunelem do podziemnego kompleksu w górze Sobiesz pod Piechowicami na Śląsku.

Poszukiwacze skarbów od lat próbują odnaleźć skarby ze "złotego pociągu". Nieoficjalne informacje wskazują na to, że w latach 90. w poszukiwania składu zaangażował się nawet rząd i służby specjalne. Wtedy składu miano szukać w rejonie położonym poza dzisiejszym powiatem wałbrzyskim.