Uprowadzony przez rebeliantów ks. Mateusz Dziedzic czuje się dobrze. Porywacze nic mu nie zrobili - zapewnia ks. Leszek Zieliński, świadek porwania misjonarza z diecezji tarnowskiej w Republice Środkowoafrykańskiej. Duchowny skontaktował się telefonicznie z kurią diecezjalną w Tarnowie. Powiedział, że został zakładnikiem i traktowany jest dobrze.

Mówił, że nie chcą mu zrobić krzywdy i że póki nie uwolnią ich szefa to będzie zatrzymany jako zakładnik. Z tego co wiem, to nic mu nie zrobili i jest dobrze traktowany - dodaje ks. Leszek Zieliński. Do porwania doszło w nocy z niedzieli na poniedziałek na misji katolickiej Baboua w RŚA.

Ok. 30 minut po północy usłyszeliśmy hałas i walenie do drzwi. Wyszliśmy, każdy ze swojego pokoju, żeby zobaczyć, co się dzieje i kto przyszedł. Zobaczyliśmy ośmiu umundurowanych mężczyzn z karabinami maszynowymi, którzy powiedzieli nam, że przyszli nas porwać, gdyż chcą wymusić na rządzie środkowoafrykańskim uwolnienia ich szefa z więzienia w Kamerunie. Gdy tłumaczyliśmy im, że jest to sprawa polityczna, w którą my się nie mieszamy, gdyż prowadzimy katolicką misję, wówczas wycelowali w nas broń, którą wcześniej przeładowali i powiedzieli, że jak nie pójdziemy, to nas zastrzelą - opowiada ks. Zieliński. Misjonarz zaznaczył, że ostatecznie udało się przekonać porywaczy, aby uprowadzili jednego z nich. Wtedy ks. Mateusz powiedział, żeby go zabrali, bowiem dłużej jest na tej misji ode mnie i lepiej zna miejscowy język. To ja pójdę, a ty zostań na misji- powiedział do mnie, po czym go zabrali - relacjonował ks. Zieliński.

Jak dodaje, natychmiast o wszystkim powiadomiono władze kościelne zarówno w RŚA, jak i w Polsce oraz misję cywilną i wojskową ONZ, a także władze polskie. Teraz, misję ochraniają "żołnierze w błękitnych hełmach".