​Reprezentacja Niemiec rozegrała najlepszy mecz od czasów mistrzostw świata w Brazylii i zrobiła to w najlepszym momencie.

​Reprezentacja Niemiec rozegrała najlepszy mecz od czasów mistrzostw świata w Brazylii i zrobiła to w najlepszym momencie.
Jonas Hector //ANDREAS GEBERT /PAP/EPA

Przed meczem z Włochami niemieccy kibice byli przerażeni. Ich drużyna nie grała tak, jak na mistrzów świata przystało, a ostatnie zwycięstwo z renomowanym przeciwnikiem odnotowała w listopadzie 2014 roku. Wówczas Niemcy wygrali z Hiszpanią 1:0. Potem przyszedł trudny do wytłumaczenia remis z Australią 2:2 i przegrane ze Stanami Zjednoczonymi, Irlandią, Francją i Anglią. Szczególnie bolesna była porażka z tą ostatnią drużyną na Stadionie Olimpijskim w Berlinie. Podopieczni Joachima Loewa wygrywali do przerwy 2:0, aby potem ostatecznie przegrać 2:3. Gary Lineker po tym meczu przerobił nawet swoje słynne powiedzenie, że "piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy".

"Piłka nożna to taka gra, w której 22 zawodników biega za piłką przez 90 minut, a na koniec Niemcy tracą dwubramkowe prowadzenie".

Niemieckie dzienniki ogłosiły, że drużyna narodowa jest w kryzysie, a "Bild" napisał wprost, że przy takiej formie faworytami grupy C Euro 2016 są Polacy.

Nasi zachodni sąsiedzi pokazali jednak nie po raz pierwszy, że potrafią wychodzić z różnych opresji. Tym razem zrobili to w najlepszym możliwym momencie - pokonali Włochów, z którymi nie potrafili wygrać od 21 lat.

Pierwszego gola strzelił Toni Kross, czyli zawodnik, który - delikatnie mówiąc - nie jest "lisem pola karnego". Kiedy zawodnik Realu Madryt zdobył bramkę w poprzednim meczu z Anglią, komentatorzy byli przekonani, że nieprędko zobaczymy Krossa cieszącego się z kolejnego gola. Tymczasem pomocnik reprezentacji Niemiec po raz pierwszy w reprezentacyjnej karierze pokonał bramkarza w drugim meczu z rzędu.

Drugą bramkę zdobył mierzący 176 centymetrów Mario Goetze. Specjalnie podkreśliłem wzrost piłkarza Bayernu Monachium, ponieważ Goetze wygrał pojedynek główkowy z Matteo Darmianem (182 cm) i Alessandro Florenzim (172 cm). Goetze był jedną z najjaśniejszych postaci reprezentacji Niemiec. Dziennikarze "Bilda" przyznali zawodnikowi notę "2" (gdzie "1" to najlepsza ocena, "6" - najgorsza), a portal sport1.de ocenił Goetzego na "1". Komentatorzy zwrócili uwagę, że umiejętności pomocnika reprezentacji Niemiec z trybun oglądał Pep Guardiola. To też nie jest bez znaczenia, ponieważ piłkarz Bayernu Monachium w tym roku zagrał tylko w jednym meczu (z trzynastu możliwych).

Następnie swoją pierwszą bramkę w kadrze zdobył obrońca FC Koeln Jonas Hektor, a kropkę nad i postawił Mesut Oezil, wykorzystując rzut karny. Honorowego gola dla "Squadra Azzurri" strzelił w 83. minucie Stephan El Shaarawy.

Niemcy odetchnęli z ulgą, a niemieckie dzienniki ogłosiły, że ich drużyna jest "wreszcie gotowa na mistrzostwa Europy". W zupełnie innym nastroju są Włosi, którzy od eliminacji nie wygrali żadnego z czterech meczów. Dodatkowo strata czterech bramek jest zawsze bolesna dla drużyny, która słynęła z catenaccio, czyli żelaznej i dobrze zorganizowanej obrony.

Anglia ściągnięta na ziemię

W nieco innym punkcie jest reprezentacja Anglii, która po zwycięstwie nad Niemcami 3:2 została przez brytyjskie brukowce okrzyknięta murowanym finalistą Euro 2016. Komentatorzy byli zachwyceni grą Harry’ego Kane’a i Jamiego Vardy’iego, a kibice otwarcie mówili, że nie potrzebują już Wayne’a Rooneya. Porażka z Holandią 1:2 pokazała, że Anglicy nie są murowanymi faworytami, a Rooney jest jednak potrzebny.

Kibice z wielkim hukiem zostali ściągnięci na ziemię, ale nie powinni z hurraoptymistycznych nastrojów przejść na żałobne tony. Podopieczni Roya Hodgsona zagrali dobre spotkanie, tracąc bramki w niecodziennych okolicznościach. Na początku Danny Rose sprokurował rzut karny, zagrywając piłkę ręką, a w 77. minucie cała linia obrony Anglików zapomniała jak się gra w piłkę nożną.

Na brawa zasługuje jednak akcja bramkowa dla Anglików. Rozegranie w polu karnym przypominała holenderski futbol totalny. Pełen spokój, piłka jak po sznurku prosto do bramki.

Porażka jest bolesna, tym bardziej że Holendrzy nie pojadą na mistrzostwa Starego Kontynentu. Nie warto wyciągać wniosków po wtorkowym spotkaniu na stadionie Wembley. Anglicy byli w tym meczu dłużej przy piłce, wygrali więcej pojedynków, mieli mniej strat, oddali więcej strzałów... Ale kiedy mowa o piłce nożnej, statystki schodzą na dalszy plan. Gospodarzom przytrafiły się dwa błędy i zwycięstwo uciekło koło nosa. Ale to nie pierwszy raz w historii angielskiego futbolu.

(MRod)