Przed Legią Warszawa pierwszy wyjazdowy mecz w tegorocznej Lidze Mistrzów. Drużyna z Łazienkowskiej leci do Lizbony, gdzie zmierzy się z miejscowym Sportingiem. Po porażce 0:6 z Borussią Dortmund nikt od Legii nie wymaga zwycięstwa, a brak porażki zostanie okrzyknięty jako sukces. Kibice oczekują przede wszystkim uporządkowanej gry, po chaosie jaki wprowadził Besnik Hasi. Od soboty sprzątanie rozpoczął Jacek Magiera.

Przed Legią Warszawa pierwszy wyjazdowy mecz w tegorocznej Lidze Mistrzów. Drużyna z Łazienkowskiej leci do Lizbony, gdzie zmierzy się z miejscowym Sportingiem. Po porażce 0:6 z Borussią Dortmund nikt od Legii nie wymaga zwycięstwa, a brak porażki zostanie okrzyknięty jako sukces. Kibice oczekują przede wszystkim uporządkowanej gry, po chaosie jaki wprowadził Besnik Hasi. Od soboty sprzątanie rozpoczął Jacek Magiera.
Trening piłkarzy Legii Warszawa na stadionie Alvalade w Lizbonie /JOSE SENA GOULAO /PAP/EPA

Nowy trener Legii musi sprawić, aby piłkarze mistrza Polski znowu przypominali drużynę. Wydawać by się mogło, że zadanie jest proste, lecz niestety tylko pozornie. W niespełna kilka miesięcy zostały zmarnowane lata ciężkiej pracy. Rozbita szatnia, brak zaufania kibiców i kompletnie z dezinformowani piłkarze, którzy o zwolnieniu Besnika Hasiego dowiedzieli się od dziennikarzy. Na Łazienkowskiej zapanował olbrzymi pożar, a strażacy zamiast wiader z wodą, mieli w rękach kanistry z benzyną.

Kiedy w sobotę nowym trenerem został Jacek Magiera, powiało optymizmem, choć nikt od nowego szkoleniowca "Wojskowych" nie wymaga cudów. Trudniejszego debiutu chyba nie mógł sobie wyobrazić, ale z drugiej strony nie ma nic do stracenia. Taka propozycja może już się nigdy w życiu nie powtórzyć i grzechem byłoby ją odrzucić. Najważniejsze, aby zaprezentować się lepiej niż w meczu z Borussią Dortmund, bo kolejna kompromitacja podetnie skrzydła Magierze i to na samym starcie.

Nowy trener Legii nie miał praktycznie czasu na przygotowanie drużyny. Sam podkreślał, że jeszcze w zeszłym tygodniu myślał o meczu Zagłębia Sosnowiec (którego był trenerem) z Olimpią Grudziądz, niż o konfrontacji z 18-krotnym mistrzem Portugalii. Choć niektórzy mówią, że priorytetem jest znalezienie formy na ligowych boiskach, to większość legionistów dodaje, że zachowanie twarzy w Champions League jest równie ważne. Po spotkaniu z Borussią Dortmund niemiecka prasa pytała: "Dlaczego takie ogórki grają w Lidze Mistrzów?" - nie jest to miła lektura i nikt tego typu tytułów wolałby nie oglądać.

We wtorek w barwach Legii na pewno nie zagra Michał Kucharczyk, który dochodzi do siebie po odniesionej kontuzji. Cały czas trwa walka o powrót do zdrowia Michała Pazdana.

Po drugiej stronie boiska zobaczymy Sporting Lizbona. Po losowaniu wielu obserwatorów mówiło, że drużyna ze stolicy Portugalii to teoretycznie najsłabszy rywal. Ostatnie wyniki jednak temu zaprzeczają. "Lwy" w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów przegrali z Realem Madryt 1 do 2 i to w końcówce meczu. W lidze idą jednak jak burza - zanotowali tylko jedną porażkę i są na drugim miejscu w tabeli.

Największą gwiazdą "Biało-zielonych" jest Bas Dost, który udanie zastąpił w klubie sprzedanego do Leicester City Islama Slimaniego. Jedynym problemem lizbończyków jest obrona. Portugalscy dziennikarze zwracają uwagę, że gra Sportingu w defensywie jest bardzo chaotyczna. Drużyna traci koncentrację w końcówkach spotkań. Ekipa Jorge Jesusa w trzech ostatnich meczach straciła siedem bramek. Warto zaznaczyć, że na ławce trenerskiej Sportingu zabraknie Jesusa - to kara za zbyt ekspresyjne zachowanie podczas meczu z Realem Madryt.

Piłkarze Legii po losowaniu byli szczęśliwi. Wielokrotnie powtarzali, że jeśli spadać to z wysokiego konia. Tym razem muszą ujarzmić lizbońskie lwy. Zadanie jest arcytrudne patrząc na trudną sytuację klubu z Warszawy, ale nie można wywieszać białej flagi.