Poważna wada serca, powodująca niedotlenienie organizmu – taką diagnozę lekarską usłyszeli rodzice półtorarocznego Jasia. Nikt w Polsce nie chciał podjąć się operacji chłopca cierpiącego na Zespół Fallota i niedorozwój tętnicy płucnej. Cudu dokonali lekarze z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, Jaś wróci do domu w połowie lutego i co najważniejsze, będzie mógł zacząć normalne życie.

Rodzice Jasia szukali pomocy wszędzie. Pacjenci z taką wadą, jaką miał ich syn, dożywają zaledwie kilku lat w mękach. Każdy normalny ruch powoduje zadyszkę i kaszel. Operacji nie chcieli przeprowadzić ani lekarze w Warszawie, ani medycy w Łodzi.

Propozycja pomocy nadeszła zza Odry. Rodziny chłopca nie było jednak stać na zabieg w Niemczech. Częściowe usuniecie wady serca kosztowałoby tam 160 tysięcy złotych.

Trudne wyzwanie zdecydował się jednak przyjąć profesor Janusz Skalski z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Prokocimiu. On trafił do nas po kilku odmowach leczenia, że wada jest nieoperacyjna, że nie ma możliwości leczyć, tymczasem okazało się, że jest droga wyjścia - przyznaje kardiochirurg prof. Janusz Skalski. Wraz z zespołem kilku specjalistów, w zaledwie 4 godziny całkowicie skorygował wadę serca małego Jasia.

Była to trudna operacja, ale nie najtrudniejsza. Współczesna medycyna daje fantastyczne możliwości leczenia - mówi profesor Skalski i dodaje, że przed Jasiem jeszcze kilka mało inwazyjnych zabiegów.

Mimo to chłopiec będzie mógł zacząć normalne życie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już za 2 tygodnie wróci do domu.


(dp)