Kraków /Stanisław Rozpędzik /PAP

Kraków może szczycić się tym, że jako pierwsze miasto w Polsce pozbył się z początkiem lat 90. komunistycznych patronów ulic, placów, parków i innych instytucji publicznych. Kiedy tylko zaczęła działać autentyczna, bo wyłoniona w wolnych wyborach Rada Miasta, powołano w niej specjalny zespół, który zajął się tą sprawą. Szczególną aktywność wykazali w nim radni Antoni Leon Dawidowicz i Ryszard Bocian, którzy szybko oraz sprawnie oczyścili podwawelski gród z kłopotliwych pamiątek po epoce PRL. Przywrócono także wówczas dawne nazwy wszystkim ulicom w obrębie Plant, a także tuż poza nimi, według stanu sprzed wybuchu II wojny światowej.

Okazuje się, że przeoczono jednak 6 ulic, na które uwagę zwrócił teraz Instytut Pamięci Narodowej, apelując do władz miasta o zmianę ich patronów: Jana Szwai, Lucjana Szenwalda, Emila Dziedzica, Franciszka Kajty, Janka Szumca, Józefa Marcika, którzy byli działaczami komunistycznymi. Wprawdzie niektórzy z nich polegli w walce z Niemcami podczas wojny, ale prowadzili antypolską działalność jako sowieccy aparatczycy.

Ten pomysł poparł radny Prawa i Sprawiedliwości Bolesław Kosior, który chciałby dyskusji nad kolejnymi 21 ulicami również - jego zdaniem - przypominającymi niechlubne postacie z minionych czasów.

I tu zaczyna się problem, ponieważ na jego liście znajdują się m.in. renomowani pisarze Karol Bunsch, Jan Kurczab, Hanna Mortkowicz-Olczak, którzy w 1953 roku podpisali rezolucję Krakowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich w sprawie procesu przeciw Kurii Metropolitalnej, wyrażając w niej poparcie dla wyroku skazującego dla czterech księży oraz trzech osób świeckich uznanych za agentów amerykańskiego wywiadu. Kosior uważa, że powinni też zniknąć z planów miasta Stefan Otwinowski, Julian Przyboś, Maciej Słomczyński, Tadeusz Śliwiak, Jalu Kurek, a dyskusji wymagają Lew Landau, Kiejstut Żemaitis, Leon Chwistek, Zygmunt Młynarski, Bolesław Roja, Maksym Rylski, Władysław Broniewski i Włodzimierz Spasowski.

Doceniam patriotyczny zapał radnego PiS wsparty przygotowywaną przez Sejm ustawą o dekomunizacji przestrzeni publicznej w Polsce, ale uważam, że trochę przesadza. Proponowani przez niego do wymiany wybitni literaci z Broniewskim, Przybosiem i Śliwiakem na czele, uznany na całym świecie filozof Chwistek, czy ważny dla Krakowa w 1918 roku generał Roja mieli wprawdzie w swoim życiu krótsze lub dłuższe epizody zaczadzenia ideologią komunistyczną (w przypadku niektórych wynikało to z ich głęboko przemyślanych lewicowych poglądów), ale trzeba spojrzeć na ich życiorysy całościowo, rozsądnie i sprawiedliwie, wyważając wszystkie racje oraz motywy postępowania.

Owszem, Broniewski został wykreowany przez reżim PRL na czołowego poetę epoki socrealizmu, ale czy przekreśla to jego wspaniałą twórczość (również państwowotwórczą) w okresie międzywojennym oraz udział w walkach o niepodległość pod przywództwem Józefa Piłsudskiego? Czy mamy go zapamiętać wyłącznie jako autora "Słowa o Stalinie" i innych rewolucyjnych utworów, zapominając o wspaniałych wierszach napisanych wcześniej oraz później? I czy powinniśmy puścić w niepamięć sposób, w jaki rozprawiła się z nim komunistyczna władza w ostatnich, dramatycznych z powodu alkoholowego nałogu latach jego życia?

Skupiłem się tylko na jednej postaci z listy Kosiora, ale podobne wątpliwości mógłbym mnożyć wobec wielu innych, ze szczególnym uwzględnieniem Przybosia, Śliwiaka i Roi. Mam nadzieję, że dyskusja nad nimi będzie przebiegać w rzeczowej, naznaczonej obiektywną oceną ich biografii atmosferze. Niedobrze byłoby bowiem wylać niejedno dziecko z kąpielą.