Hubert Hurkacz po triumfie w turnieju ATP Masters 1000 w Miami w wywiadzie ocenił, że przez całą imprezę grał solidnie, kolejne zwycięstwa dodawały mu wiary w sukces, a wygrany finał smakuje wyjątkowo. "Trener powiedział, że wiszę mu butelkę dobrego wina" - wspomniał.

Po rakietę po raz pierwszy sięgnąłem, gdy miałem trzy lub cztery lata. W związku z tym, że nie byłem wówczas zbyt komunikatywny, pewnie nie myślałem wtedy o takich chwilach (śmiech). Ale po kilku latach treningu, będąc około 8-9-letnim dzieckiem, miałem marzenia, żeby grać w tych największych turniejach i wygrywać najważniejsze mecze - powiedział Hurkacz w odpowiedzi na pytanie, czy kiedy po raz pierwszy chwycił pan rakietę, widział siebie świętującego takie triumfy jak w Miami.

W światowych i polskich mediach nie brakuje głosów, że to nie tylko jego największy sukces, ale i najbardziej prestiżowe zwycięstwo polskiego singlisty w historii. Czy Hurkaczowi miło słucha się takich słów?

Tak, jestem bardzo szczęśliwy. Kiedy po ostatnim zagraniu Jannik nie trafił w kort, zdałem sobie sprawę, że za chwilę wzniosę w górę największe trofeum w mojej dotychczasowej karierze. To dla mnie coś naprawdę wyjątkowego. Przez cały turniej grałem solidnie. Przejście każdej kolejnej rundy sprawiało, że czułem się pewniej, każde zwycięstwo jeszcze bardziej mnie motywowało. Ta wygrana utwierdza mnie w przekonaniu, że mogę osiągnąć jeszcze więcej - stwierdził sportowiec.

Hurkacz opowiedział, jak gratulowali mu trener Craig Boynton i rodzina w Polsce. Pierwsze słowa trenera były takie, że wiszę mu teraz dobrą butelkę wina... Cieszył się i gratulował tego, co razem osiągnęliśmy. Pracowaliśmy na ten sukces bardzo ciężko również i tu na Florydzie w ubiegłych latach, dlatego niesamowicie się cieszę, że to wszystko wydarzyło się właśnie tu. Z najbliższą rodziną również miałem okazję porozmawiać. Wszyscy są super zadowoleni i uradowani - powiedział tenisista.

Pytany o to, jak wyglądała jego noc przed meczem finałowym, Hurkacz odpowiedział: Jeżeli chodzi o noc przed meczem, to byłem spokojny i zrelaksowany. W niedzielę emocje były większe i czułem się bardziej podekscytowany, bo finał jest czymś wyjątkowym. Gra w ostatnim meczu to jest coś, o czym się marzy na starcie każdego turnieju. A w trakcie meczu było trochę nerwów, szczególnie w drugim secie, kiedy miałem szansę na objęcie prowadzenia 5:0, ale Jannik wrócił do dobrej gry. Wiedziałem jednak, że walcząc z tak świetnym zawodnikiem nic za darmo nie dostanę. Starałem się walczyć o każdy punkt.