"Do propozycji pana prezydenta wszyscy zgłaszają zastrzeżenia, nikt z niej nie jest zadowolony, ale w tej chwili nie widać na stole żadnej innej propozycji" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Sławomir Sowiński. Zdaniem politologa z UKSW w Warszawie "ta propozycja daje szansę na pewien rozejm, zamrożenie obecnego konfliktu w samym centrum pandemii i przeniesienie tego konfliktu, rozwiązania go, na czas późniejszy".

Nie sądzę, żeby referendum było najlepszą formą rozwiązywania takich istotnych problemów - ocenił gość Marcina Zaborskiego. W tej chwili jesteśmy w sytuacji potężnego zagrożenia epidemiologicznego, odpowiedzialnością władzy jest doprowadzenie do tego, żeby te protesty się zakończyły - podkreślił prof. Sowiński. Nie wykluczył, że możliwa jest cicha akceptacja czy neutralność opozycji, gdyby ustawa przedstawiona przez prezydenta trafiła do parlamentu.  

Pewien brak wyobraźni politycznej władzy doprowadził do tego, że na ulicach pod radykalnymi sztandarami spotkali się i zwolennicy aborcji na życzenie i ludzie myślący w gruncie rzeczy konserwatywnie, czyli ci, którzy chcieli utrzymania kompromisu i przeciwnicy rządu - ocenił gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Jesteśmy świadkami procesu pewnego politycznego narodzenia się nowego pokolenia.  To jest protest pokoleniowy, którego władza w porę nie dostrzegła - mówił prof. Sowiński.

Ludzie, którzy dowiedzieli się dzisiaj, że nie będą mogli pójść na cmentarze, jednocześnie widzą, że w Warszawie protestują setki tysięcy ludzi. Rodzi się poczucie dysonansu poznawczego, bardzo niebezpieczne z punktu -poważnego traktowania autorytetu państwa - dodawał politolog. 

Na początku takie ruchy są ruchami buntu. I to, co łączy demonstrujących, to jest głośno wykrzyczane "nie". I to jest pewna siła na początku, ale zarazem też pewien problem, czy wyzwanie. Bo taki ruch nie może się żywić taką negatywną ekspresją, taką poetyką buntu, tylko prędzej czy później musi przejść do programu pozytywnego - mówił prof. Sowiński w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. W pewnym momencie organizatorki tych protestów będą musiały zaproponować jakiś program pozytywny. I ten program pozytywny sprawi, że już ta szeroka masa ludzi, która wyszła na ulicę, nie będzie mogła się już pod tym programem podpisać - dodał politolog.

Profesor mówił też o skomplikowanej sytuacji, w jakiej w tej kadencji Sejmu znalazło się Prawo i Sprawiedliwość. PiS znalazło się w takim Sejmie, że z jednej strony ma dość konserwatywną - niedużą ale głośną Konfederację, a z drugiej strony ma bardzo głośny, wyrazisty klub Lewicy, nie mówiąc o PO czy PSL-u. I to sprawia, że PiS nie może być już tak, jak było do roku 2019, prawicową partią "wszystkiego najlepszego", która jest i partią konserwatywną i modernizacyjną.  W tej chwili PiS ma znacznie mniejsze pole manewru politycznego - powiedział Sowiński.

Sowiński odniósł się też do pojawiających się co jakiś czas informacji o przejściu Jarosława Kaczyńskiego na polityczną emeryturę. Takie sygnały o tym, że prezes Kaczyński myśli o końcu kariery, docierają nie od dzisiaj. Myślę, że to jest tylko sondowanie nastrojów politycznych. Myślę, że dzisiaj, mówiąc krótko, nie ma nikogo, kto byłby gotów w PiS wziąć na siebie ciężar władzy, którą prezes Kaczyński ma w rękach i tej odpowiedzialności - mówił Sowiński.

Marcin Zaborski: Tysiące ludzi na ulicach, a prezydent proponuje nowy kształt ustawy aborcyjnej. Chce, żeby był w niej zapis pozwalający na przerwanie ciąży z powodu ciężkiego i nieodwracalnego uszkodzenia płodu, które prowadzi do śmierci dziecka, to znaczy, żeby chronione były dzieci z zespołem Downa, a aborcja była możliwa w przypadku wad letalnych. Czy to jest ruch, który może zatrzymać lawę? Który może uspokoić uliczne protesty?

Prof. Sławomir Sowiński: Jesteśmy w centrum bardzo ostrego sporu światopoglądowego, ale w tej chwili właściwie, można powiedzieć, do tej propozycji pana prezydenta wszyscy zgłaszają jakieś zastrzeżenia, nikt nie jest z niej zadowolony. Ale w tej chwili nie widać na stole żadnej innej propozycji, która pozwoliłaby, nie tyle na nowy kompromis, bo myślę, że na kompromis w sprawie ochrony życia w tej chwili nie bardzo jest miejsce, ale ta propozycja daje szansę na pewien rozejm, czy nawet na pewne moratorium, czyli zamrożenie obecnego konfliktu w samym centrum pandemii i przeniesienie tego konfliktu, czy rozwiązanie tego konfliktu, na czas spokojniejszy.

A może jest potrzebna nie inna propozycja, tylko inny sposób rozwiązania tego sporu? Bo ten spór o aborcję towarzyszy nam przecież od lat, on ciągle krąży nad polską polityką. Może to jest czas, żeby poważnie przemyśleć sprawę referendum w sprawie aborcji?

To jest temat do rozmowy, chociaż ja nie sądzę, żeby akurat referendum było najlepszą formą rozwiązywania takich istotnych problemów. Ja myślę, że tutaj wybrani przez nas politycy w swoich sumieniach powinni podejmować decyzję. Ale to jest jakby sprawa na szerszą dyskusję. W tej chwili stoimy przed innym problemem. W tej chwili jesteśmy w sytuacji potężnego zagrożenia epidemiologicznego i odpowiedzialnością władzy, która bierze na swoje sztandary obronę życia, jest przede wszystkim doprowadzenie do tego, żeby te protesty się zakończyły. I w tym sensie uważam, że propozycja pana prezydenta idzie właśnie w taką stronę, daje na to szansę. I też dobre jest to, że po stronie opozycji, chociaż nie ma aplauzu, bo też trudno, żeby opozycja wyrażała w tej sytuacji aplauz, to nie ma jednoznacznego odrzucenia tej propozycji.

No nie, jak słucham przewodniczącego Platformy Obywatelskiej, Borysa Budkę, który mówi tak: "mam wrażenie, że to jest kolejne oszustwo. Obawiam się, że to kolejna zagrywa Kaczyńskiego, który próbuje ustami prezydenta zrobić coś, co i tak nie ma żadnego znaczenia", to nie ma tutaj raczej przestrzeni do rozmowy.

W sytuacji, w której za chwilę ma się rozpocząć demonstracja, gdzie też opozycja chce w pewnym sensie brać na sztandary postulaty, czy w każdym razie wspierać postulaty demonstrujących, trudno, żeby Borys Budka bił brawo, z politycznego punktu widzenia, propozycji prezydenta. Ale w takim tonie, bym powiedział warunkowym, czytam jakiś taki komunikat o tym, że możliwa jest jakaś przynajmniej cicha akceptacja czy neutralność wobec tej propozycji, gdyby ona trafia do parlamentu. A to już jest w polityce, w tej sytuacji bardzo dużo.

Jakie znaczenie dla politycznej przyszłości ma to, że na ulice wychodzą w dużej mierze dzisiaj młodzi ludzie, często nastolatkowie?

Ja myślę, że to w dużej mierze też zależy do dynamiki tego, po pierwsze, protestu, po drugie, tego ruchu społecznego, który gdzieś być może za chwilę się pojawi. Natomiast rzeczywiście kluczowe jest to, że pewien brak wyobraźni politycznej u władzy doprowadził do tego, że na ulicach pod dość jednak radykalnymi sztandarami spotkali się i zwolennicy, powiedziałbym takiej aborcji niemal na życzenie, których nie ma w Polsce aż tak dużo i ludzie myślący w gruncie rzeczy konserwatywnie, czyli ci, którzy chcą utrzymania tego kompromisu, i przeciwnicy rządu, i wreszcie to, co chyba z punktu widzenia władzy, ja bym powiedział najważniejsze, jesteśmy świadkami takiego procesu chyba pewnego politycznego narodzenia się, czy rodzenia się nowego pokolenia. Wchodzenia na scenę publiczną nowego pokolenia. Tak było siedem, osiem lat temu w przypadku protestów ACTA, ale wtedy premier Tusk, jakby wyczuł tę sytuację i te protesty w porę zatrzymał. Tak było trochę w Hiszpanii 10 lat temu, kiedy się pojawiło tzw. pokolenie "M15". W pewnym sensie tak było w Polsce w roku 2005, kiedy wkraczało na scenę pokolenie Jana Pawła II. Więc to jest też pewien proces pokoleniowy, którego władza chyba w porę nie dostrzegła. No i teraz ma w związku z tym pewien problem.

No właśnie, ale spodziewa się pan teraz, że Prawo i Sprawiedliwość, widząc to, co się dzieje, zmieni sposób uprawiania polityki, skręci, a może się cofnie?

Otóż w debacie publicznej jest dużo takich porównań, i chyba słusznie mówiących o tym, że mamy w październiku trochę do czynienia z takim Paryskim Majem przeniesionym do Warszawy. I ja myślę, że Prawo i Sprawiedliwość próbuje się w tej sytuacji trochę zachować jak marszałek de Gaulle, który właśnie przez miesiąc wyczekał, można powiedzieć tę taką największą ekspresję, czy nawet czasami przemoc, która się pojawiała w tych manifestacjach, w każdym razie intensywność tych manifestacji. I mniej więcej po miesiącu, kiedy klasa średnia, kiedy ta mieszczańska V Republika poczuła się już trochę zaniepokojona, zmęczona właśnie tymi protestami, to wtedy jakby przeszedł do kontrofensywy, wtedy zwołał taką wielką, pokojową manifestację swoich zwolenników i jakby odebrał pewien tlen polityczny demonstrantom. Tyle tylko, że my nie mamy tego komfortu. Obóz władzy nie może czekać przez miesiąc, jak generał de Gaulle, aż te protesty w jakimś sensie się wypalą, czy też ten ruch przejdzie do takiego bardzo trudnego momentu formułowania postulatów pozytywnych, bo to jest zawsze dla każdego ruchu społecznego bardzo trudny moment. Tylko niestety te protesty trzeba gasić dziś, jutro, pojutrze. Bo też jest taki problem, że ludzie, którzy się dowiedzieli dzisiaj, że nie będą mogli pójść na cmentarze, co jest dla wielu taką wiadomością bardzo trudno, żeby nie powiedzieć szokującą, jednocześnie widzą, że w Warszawie setki tysięcy ludzi gdzieś tam protestują. Rodzi się takie poczucie dysonansu poznawczego, bardzo niebezpieczne z punktu widzenia takiego poważnego traktowania i autorytetu państwa i też całej polityki, którą prowadzimy w związku z Covidem. Więc także to jest powód, dla którego dzisiaj PiS nie ma tego komfortu, jaki miał marszałek czy generał de Gaulle.