"Sprawa hodowli zwierząt futerkowych ma przykryć to, co dzieje się w budżecie państwa" - przekonywał poseł Koalicji Obywatelskiej Tomasz Lenz, komentując na konferencji prasowej zgłoszonych przez PiS projekt "Piątka dla zwierząt". Podkreślał, że zakaz hodowli zwierząt futerkowych wpłynie negatywnie na cały przemysł mięsny w Polsce. Retorycznie pytał również: jeżeli państwa takie jak Dania nie zakazują hodowli zwierząt futerkowych, "to czemu my mamy być (…) frajerami i podejmować takie decyzje?".

Projekt Prawa i Sprawiedliwości, złożony w Sejmie w ostatni piątek, zakłada m.in. zakaz hodowli zwierząt futerkowych, zakaz wykorzystywania zwierząt w celach rozrywkowych i widowiskowych, ubój rytualny tylko na potrzeby krajowych związków wyznaniowych, kontrolę społeczną ochrony zwierząt czy wyeliminowanie łańcuchów dla psów.

Odnosząc się do PiS-owskiego projektu na konferencji prasowej w Toruniu, poseł Platformy Obywatelskiej Tomasz Lenz przekonywał, że trzy kwestie - zakaz hodowli zwierząt futerkowych, zakaz wykorzystywana zwierząt w cyrku i ograniczenie uboju rytualnego - nie powinny być głosowane łącznie.

"To są trzy różne sprawy i trzy różne problemy. To głosowanie w ogóle w mojej ocenie jest niepotrzebne i nie powinno mieć teraz miejsca w polskim parlamencie. Dzisiaj stoimy przed ogromnym wyzwaniem budżetowym, a sytuacja finansów publicznych jest tragiczna" - mówił, przekonując przy tym, że tzw. piątka dla zwierząt to temat zastępczy.

"Temat, który będzie poruszany w tym tygodniu w parlamencie, a mianowicie sprawa hodowli zwierząt futerkowych, ma przykryć to, co dzieje się w budżecie państwa" - komentował.

W odniesieniu do proponowanego zakazu hodowli zwierząt futerkowych Lenz powołał się na przykład Danii.

"Chciałbym podać przykład państwa, gdzie struktura społeczna jest zupełnie inna niż w Polsce. Tam większość ludzi jeździ na rowerach, społeczeństwo jest bardzo proekologiczne, współpracuje ze sobą, jest społeczeństwem otwartym, bo przyjmuje się tam również imigrantów. Na pewno Jarosław Kaczyńskie nie chciałby, żeby polskie społeczeństwo przypominało duńskie. Ale, szanowni państwo, kto jest drugim co do wielkości producentem futer w Europie? Otóż Dania - bo tam nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby likwidować branżę, która przynosi państwu ogromne dochody" - zauważył.

"Powinniśmy się bardzo mocno zastanowić nad konsekwencjami wprowadzenia tego zakazu" - podkreślał.

Zwrócił w tym kontekście uwagę na sytuację zakładów mięsnych: "Branża mięsna sprzedaje odpady z produkcji dla hodowców zwierząt futerkowych. Jeżeli zakażemy hodowli, te produkty uboczne przemysłu mięsnego będą musiały być utylizowane. Zakłady mięsne będą musiały je spalać, a więc ponosić dodatkowe koszty".

Poseł Koalicji Obywatelskiej przekonywał także, że w Polsce obowiązują już przepisy, które można zastosować wobec takich hodowli: mówił o warunkach, jakie zapewnione mają zwierzęta m.in. w chlewniach.

Ironizował również, że jeśli idziemy tak daleko, że zakazujemy jakiejś hodowli, to on oczekuje, że w Sejmie pojawi się także ustawa zakazująca hodowli trzody chlewnej i sprzedaży wieprzowiny.

Lenz skrytykował przy okazji fakt, że ws. zgłoszonego przez PiS projektu nie odbywa się debata z rolnikami i hodowcami.

"Rozgrywka jest między Jarosławem Kaczyńskim i ojcem Tadeuszem Rydzykiem, który ma inne zdanie w tej kwestii. Ci panowie mają decydować o ważnej branży, dającej miejsca pracy, branży, która płaci podatki. Te rozwiązania będą miały wpływ na całą branżę mięsną w Polsce" - mówił.

Jak stwierdził: będzie "w tej sprawie apelował w Sejmie o zdrowy rozsądek", bowiem do tematu trzeba podejść spokojnie i merytorycznie.

"Jeżeli takie państwa jak Dania tego nie robią, to czemu my mamy być - przepraszam, że to powiem - frajerami i podejmować takie decyzje?" - podsumował retorycznym pytaniem Tomasz Lenz.