Dzisiaj mija 81 lat od zamordowania przez oddział SS pierwszego Polaka, który zginął stając w obronie Żydów. Chodzi o Jana Semika z Limanowej, który 12 września 1939 roku próbował ratować Żydów z Limanowej.

Nasza dziennikarka Katarzyna Szymańska-Borginon dotarła do wnuka polskiego bohatera, który mieszka obecnie w Brukseli. Andrzej Ryś pamięta, że babcia opowiadała mu, że dziadek był włączony w organizowanie obrony cywilnej.  Znając język niemiecki poszedł na plebanię w Limanowej, gdzie esesmani przetrzymywali  12 aresztowanych Żydów.  Poszedł zupełnie sam. Miał krewki charakter. Myślał, że będzie w stanie pomóc tym ludziom. Tam został jednak pobity i babcia go jeszcze widziała, gdy ładowano go na ciężarówkę z tymi 12 innymi mężczyznami - opisuje pan Andrzej.

Następnie wszystkich wywieziono do kamieniołomu w Mordarce, gdzie  zostali rozstrzelani.

W opowieści rodzinnej zachowało się jeszcze wspomnienia, że ulubiony pies myśliwski Jana Semika  pobiegł za ciężarówką i dopiero po kilku godzinach wrócił wyjąc i zachowując się dziwnie. I to on doprowadził babcię na miejsce zbrodni. Pod osłoną nocy, na wozie pod kupą gnoju zwłoki dziadka zostały sprowadzone, następnie były przechowane i także po cichu dziadek został pochowany na cmentarzu w Limanowej" - opowiada Ryś.

Dzisiaj po raz pierwszy dzięki staraniom IPN-u poznajemy  nazwiska wszystkich ofiar. Publikuje je dzisiaj portal Limanowa.in.

Marzeniem matki Andrzeja Rysia było, by je ocalić od zapomnienia i umieścić na pomniku w Limanowej.

Opracowanie: