W białoruskich szpitalach przebywa ponad 200 osób poszkodowanych podczas protestów po niedzielnych wyborach prezydenckich - poinformował resort zdrowia Białorusi. Jak wyjaśniono, stan kilku osób wymagał przeprowadzenia operacji.

"W ciągu dwóch ostatnich dni po nielegalnych ulicznych akcjach na pogotowie i do szpitali zwrócili się obywatele z różnymi obrażeniami. Na dzień dzisiejszy w szpitalach leczonych jest trochę ponad 200 osób" - przekazał białoruski resort zdrowia w komunikacie, przytaczanym m.in. przez niezależny portal Tut.by.

Kilka osób hospitalizowano z urazami czaszkowo-mózgowymi oraz urazami klatki piersiowej i jamy brzusznej. Zaznaczono, że w znacznej mierze są to łagodne urazy.

Ministerstwo podało, że kilku pacjentów było operowanych, a ich stan został ustabilizowany. Przekazano, że są też osoby z urazami tkanek miękkich i kończyn.

"Niestety jedna osoba zmarła. Zgon nastąpił przed zbadaniem przez lekarzy pogotowia" - poinformowano. Nie sprecyzowano, czy ofiara śmiertelna to mężczyzna, który - jak podało MSW - zginął w poniedziałek wieczorem w Mińsku, kiedy usiłował odpalić ładunek wybuchowy. 

"Zamachnął się, ale nie rzucił"

Śmierć protestującego mężczyzny opisał portal TUT.by, powołując się na świadka, który widział zdarzenie z balkonu. "Było dużo wybuchów, granaty hukowe i gaz łzawiący. (...) Chłopak, chyba ten, który potem zginął, wybiegł do przodu w stronę kordonu OMON-u. Zamachnął się, ale nie rzucił, tylko zgiął się w pół i upadł. Nie było wybuchu - skulił się i upadł" - cytuje rozmówcę TUT.by.

Podniósł z ziemi i chciał odrzucić od siebie granat hukowy - mówi o zmarłym cytowany przez PAP Raman, który w poniedziałek był na proteście przy metrze Puszkińska na ulicy Prytyckaha w Mińsku i twierdzi, że osobiście widział tę sytuację.

We wtorek na miejscu tragedii - na ulicy Prytyckaha w Mińsku - pojawiły się kwiaty, składane w hołdzie dla zmarłego. Euroradio poinformowało, że OMON przegania gromadzących się tam ludzi. Napływają też informacje o zatrzymaniach.

Z relacji mediów niezależnych i uczestników protestu wynika, że na Prytyckaha zgromadziło się w poniedziałek wieczorem kilka, a może kilkanaście tysięcy ludzi. Początkowo spokojny protest przekształcił się w starcia z milicją. 

Protesty po niedzielnych wyborach

Od niedzieli na Białorusi trwają protesty i starcia z siłami bezpieczeństwa. Rozpoczęły się one po niedzielnych wyborach prezydenckich, w których według wstępnych oficjalnych wyników wygrał dotychczasowy prezydent Alaksandr Łukaszenka. Jak podała Centralna Komisja Wyborcza (CKW), dostał on 80,23 proc. głosów, a jego rywalka Swiatłana Cichanouska - 10,09 proc. głosów.


By rozproszyć manifestacje w Mińsku, siły bezpieczeństwa użyły gazu łzawiącego, gumowych kul, granatów hukowych i pałek. Jak przekazało MSW, "w Mińsku i Nowopołocku funkcjonariusze organów spraw wewnętrznych i wojskowi wojsk wewnętrznych byli zmuszeni do aktywnego zastosowania specjalnych środków w celu przerwania nielegalnych działań".