Milicja w Mińsku użyła gumowych kul, granatów hukowych i gazu łzawiącego przeciw protestującym - podały niezależne białoruskie media. W białoruskiej stolicy do późnej nocy trwały demonstracje po niedzielnych wyborach prezydenckich. Białoruski resort spraw wewnętrzny podał, że zginął jeden z protestujących - mężczyzna "usiłujący odpalić ładunek wybuchowy, który eksplodował w jego rękach". Na niektórych ulicach powstały barykady zbudowane przez zwolenników opozycji.

MSW Białorusi poinformowało, że ok. godz. 23:00 w centrum Mińska, na ulicy Prytyckaha, tłum usiłował zablokować ruch uliczny, tworząc prowizoryczne barykady. Na miejscu był oddział specnazu, który przybył, by odblokować plac i rozproszyć tłum. Jak informuje resort, właśnie tam zginął mężczyzna "usiłujący odpalić ładunek wybuchowy, który eksplodował w jego rękach". "Odniósł rany, które nieuchronnie spowodowały śmierć" - wskazano w komunikacie. "Na miejscu pracuje grupa śledczych, którzy ustalają wszystkie okoliczności wydarzenia" - dodała rzeczniczka białoruskiego MSW.

Zamieszki trwały też w innych częściach miasta. Na północy Mińska przy galerii handlowej Ryga (ulica Surhanawa) protestujący zbudowali barykady, za którymi schronili się przed naporem funkcjonariuszy służb specjalnych i milicji.

Niezależny dziennik "Nasza Niwa" podał, że ulicą Wołgogradzką ku siedzibie telewizji państwowej podąża tłum demonstrantów, podczas gdy w tym samym kierunku zmierza kolumna wozów wojskowych i żołnierzy.

Mieszkańcy miasta donosili o kontrolach w ciągu dnia i patrolach służb w nieoznakowanych samochodach. Zamknięte zostały centralne stacje metra. Cały czas na Białorusi są potężne problemy z działaniem internetu, co ma utrudniać organizowanie się, przekazywanie informacji na temat miejsca i form protestu. 

Milicjanci użyli kul gumowych i gazu. Ranna dziennikarka

Do ostrzału, prawdopodobnie kulami gumowymi, doszło w rejonie ulicy Kalwaryjskiej. Strzelającymi byli ludzie w strojach koloru khaki - podała gazeta "Nasza Niwa", której dziennikarka została ranna w nogę. W rejonie tej samej ulicy milicja użyła granatów hukowych przeciwko protestującym - relacjonuje portal Tut.by.

Około godziny 23:00 PAP otrzymała informacje o rozpędzeniu grupy kilkuset demonstrantów, którzy zgromadzili się przy metrze Puszkińska, przy pomocy gazu łzawiącego.

Na prospekcie Maszerawa milicja drogowa zatrzymywała auta, których kierowcy trąbili klaksonami. Poprzedniego wieczora w ten sposób kierowcy wyrażali poparcie dla demonstrujących. Podobny protest - jak relacjonuje na Twitterze dziennikarz Andrzej Poczobut - odbył się w poniedziałek też w Grodnie. 

W korku stoi praktycznie cała mała obwodnica wokół centrum - powiedzieli PAP mieszkańcy Mińska, którzy próbowali przejechać tą drogą. Z informacji mediów niezależnych wynika, że w niektórych miejscach kierowcy specjalnie tworzą korki, by zablokować przejazd samochodów wojskowych i milicyjnych.


"Nasza Niwa" informuje, że do protestów doszło także w innych miastach, m.in. Bobrujsku, Brześciu, Witebsku, Oszmianie, Berezie i Mozyrzu.

W mediach społecznościowych pojawiły się informacje, że w Brześciu protestujący odpalają fajerwerki w stronę milicjantów. W innym miejscu miasta demonstrujący próbowali budować barykady z płyt chodnikowych. Konfrontacja między milicją a protestującymi trwała jeszcze około północy - podało niezależne Radio Swaboda.

W Grodnie doszło do zatrzymań, ale nie masowych. Według niepotwierdzonych informacji jedna osoba została potrącona przez samochód milicyjny.

Milicja rozpędziła protestujących w Nowopołocku, mimo że ci jedynie stali, klaskali i krzyczeli: "milicja z narodem!". W Homlu protesty trwają w centrum, ale milicja nie interweniuje. Natomiast w Kobryniu i Lidzie doszło do starć, w tym drugim mieście milicjanci brutalnie zatrzymywali uczestników protestów. W Pińsku milicja użyła armatki wodnej.

Protesty ucichły już w Mohylewie. Brak dokładnych informacji o sytuacji w Witebsku z powodu poważnych problemów z internetem w tym mieście - podało Radio Swaboda.

Dyrektorka Biełsatu: Cały czas kogoś zatrzymują

Czterech dziennikarzy telewizji Biełsat jest cały czas zatrzymanych - poinformowała dyrektor Telewizji Biełsat Agnieszka Romaszewska-Guzy. Jak mówiła, na Białorusi "cały czas ktoś jest zatrzymywany i zwalniany".

W tej chwili zwolnili naszych dwóch dziennikarzy w Grodnie, którzy byli zatrzymani. Trzeci kolega, który czekał na nich pod więzieniem też został zatrzymany, ale już go zwolnili - powiedziała w rozmowie z PAP Romaszewska-Guzy. Przekazała, że cały czas w miejscowości Żodzino przebywa dziennikarz śledczy Biełsatu, który został zatrzymany w Mińsku, ale prawdopodobnie w areszcie miejscowym nie było miejsca. Nie wiemy, dlaczego, co się stało. Nie zwolnili go na razie - dodała.

Sprzed chwili mam informację, że w Mińsku zatrzymano dwie nasze koleżanki, które poszły pod budynek Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych, szukać naszego kolegi operatora. Nie wiemy, co się dzieje z tymi trzema osobami - relacjonowała Romszewska-Guzy.

Dyrektor telewizji Biełsat zwróciła uwagę, że dziennikarze zatrzymywani w Grodnie siedzieli w czteroosobowych salach po dwanaście osób. Podkreśliła, że "cały czas a to kogoś zatrzymują, a to zwalniają".

Zatrzymany redaktor naczelny "Naszej Niwy"

O zatrzymaniu w Mińsku redaktora naczelnego "Naszej Niwy" Jahora Marcinowicza poinformowała w poniedziałek w nocy redakcja tej gazety.

Jahor Marcinowicz pojechał na stację Puszkińska w metrze, by zabrać stamtąd żonę, dziennikarkę TUT.by - powiedział PAP Andrej Dyńko z Naszej Niwy o godz. 2.10 czasu mińskiego.

Otrzymała ona sms-y o treści "SOS" i "obecnie jest niedostępny"
- dodał.

Mamy nadzieję, że do zatrzymania doszło przez pomyłkę i wkrótce zostanie on uwolniony - zaznaczył.

Gdzie jest Cichanouska?

Swiatłana Cichanouska była w CKW z prawnikiem Maksimem Znakiem, a następnie powiedziała, że "podjęła decyzję" i udała się w niewiadomym kierunku - powiedziała Radiu Swaboda Hanna Krasulina, rzeczniczka sztabu. Przyznała, że współpracownicy kandydatki nie wiedzą, gdzie przebywa.

Prawnik Cichanouskiej Maksim Znak powiedział, że posiada więcej informacji, jednak będzie mógł je podać  dopiero we wtorek.

Protesty po niedzielnych wyborach w Białorusi

Protesty i zatrzymania trwają drugi dzień, po niedzielnych wyborach prezydenckich, w których - według oficjalnych wyników - wygrał prezydent Alaksandr Łukaszenka. Jak podała agencja Reutera, powołując się na centrum praw człowieka Wiasna, zginęła co najmniej jedna osoba. Ofiar śmiertelnych nie ma - twierdzi natomiast białoruskie MSW. Resort podał, że zatrzymano ok. 3 tys. osób.

Szef MSW Białorusi: Wszelkie naruszenia prawa będą tłumione

Minister spraw wewnętrznych Białorusi  Juryj Karajeu cytowany przez białoruską państwową agencję BiełTA ocenił, że organizatorzy "nielegalnych akcji" wykorzystali ludzi jako potencjalne "mięso armatnie". Nie wzgardzili taką brudną zagrywką, jak osłona dziećmi - oświadczył.

Próby rozchwiania sytuacji i skłócenia społeczeństwa były podejmowane przez tych, którym są obojętne interesy Białorusi i jej mieszkańców - dodał szef białoruskiego MSW.

Minister powiedział, że wielokrotnie ostrzegano obywateli i proszono ich, by byli rozsądni, opanowani i nie poddawali się wpływowi informacyjnych technologii manipulacji opinią publiczną. Niestety, nie wszyscy nas usłyszeli. W wyniku tego zostali poszkodowani zarówno uczestnicy nielegalnych akcji, jak i funkcjonariusze milicji - oznajmił.

Oświadczamy, że nie dopuścimy do destabilizacji sytuacji w kraju. Sił i środków do tego jest wystarczająco. Ostrzegamy, że wszelkie naruszenia prawa będą tłumione, a winni będą pociągani do określonej przez prawo odpowiedzialności - ostrzegł szef MSW Białorusi.