W połowie września 1981 r. przyszedłem na pierwszą w życiu lekcję języka polskiego w II LO im. Romualda Traugutta w Częstochowie. Po kilku minutach nafaszerowanego anegdotami wykładu wysokiego starszego pana wyciągnąłem z torby podręcznik... historii. Do końca lekcji szukałem w nim tego, o czym mówił. Nie znalazłem przez kolejne cztery lata.

Prowadzącym zajęcia był prof. Gustaw Gracki, w Powstaniu Warszawskim 17-letni strzelec "Junek". Dla przejętego okolicznościami zapóźnionego ucznia pierwszej klasy liceum postać absolutnie niepojęta. Uosobienie intelektualnej uczciwości wobec wychowanków i głębokiej wiedzy nie tylko o polszczyźnie i jej historii, ale też istocie polskości, a przy tym postać absolutnie namacalna i rzeczywista - górujący nad nawet najbardziej wybujałymi nastolatkami wzrostem starszy pan w tweedowej marynarce, popatrujący na uczniów sponad okularów z wiecznie żywym zaciekawieniem.

Polonista - Autorytet

Wykłady/opowieści prof. Grackiego nie miały sobie równych. Tak, dotyczyły umieszczonych w tzw. podstawie programowej dzieł klasyków, co przy świadomości, że mówimy o edukacji prowadzonej w latach 80 ub. wieku, usypia samą myślą, jak mogło to wyglądać. Nie to jednak zapamiętuje uczeń.

Uczeń zapamiętuje wspomnienia najbardziej wyraziste. Anegdotę o tym, kiedy ówczesny strzelec "Junek", po zakończeniu Powstania opuszczający Warszawę, słyszy od niemieckiego oficera, gawędzącego na swój temat z innym: "Zobacz; wysoki Aryjczyk, blondyn. I co z tego, jak jeden z Banditen?" 

Albo nie mniej wyraziste, poddające pod rozwagę ledwo nastolatków oświadczenie psora-dziwaka "Nie chciałbym być w skórze tych, którzy posłali nas z kilkoma jednostkami broni ręcznej na zorganizowane siły Wehrmachtu".

Po szkole

Wiele lat po opuszczeniu szkoły przeczytałem "Królewską 16", w której mój nauczyciel pojawiał się jako jedna z tragicznych postaci, obserwujących, choć z bronią w ręku - niemal bezsilnie zachodzące tam wydarzenia. Jeszcze później przeczytałem jego wstrząsające "Wspomnienia z Powstania Warszawskiego"- książkę jak żadna inna pokazującą realny ból ranionych przez przeciwnika na przedpolu powstańców, którym ich koledzy nie mogli godzinami udzielić pomocy. Szacunek dla starszego pana, którego wykłady otrzymałem niejako w pakiecie z ogólnokształcącą edukacją PRL, stał się jedną z podstaw tego, co zwykle określa się jako patriotyzm.

Niełatwe i niejednoznaczne

Powstaniec "Junek" jako nauczyciel nigdy nie zaprzeczał oczywistościom. Temu, że patriotyzm w 1944 był stosunkowo łatwy, bo nie wymagał formowania w jednostki i wielodniowej podróży do miejsca starcia, jak to było w czasach wojny światowej, uznawanej za pierwszą. Nie przeczył też też temu, że tylko jeden na kilku powstańców dysponował jakąkolwiek bronią. Nie kwestionował braków amunicji, które doprowadzały do strzelania pojedynczym ogniem nawet wtedy, gdy wymagania taktyczne wskazywały na ogień ciągły. Nie ukrywał zacinania się podajników w karabinach Lebel, idiotyzmu późniejszych filmów, w których powstańcy po kowbojsku trzymali za magazynek brytyjskie STEN-y, które musiały się od tego zacinać najdalej przy piątym strzale. Nie zostawiał suchej nitki na obrazach, w których powstańcy zatykali za pasem ViS-y z odwiedzionym kurkiem. Beznamiętnie przypominał, jak łatwo działał w ViS-ach zwalniacz magazynka, uniemożliwiając kolejne strzały, i wreszcie jak beznadziejnie bezskuteczna była broń i zaopatrzenie powstańców w starciu z regularnie zasilanymi jednostkami Wehrmachtu.


Uczciwie

Prof. Gustaw Gracki zmarł w 2013 r. Jego imieniem nazwano jedną z ulic w Częstochowie. Nigdy nie zabiegał o uznanie, nigdy nie kreował się na bohatera. Wykonywał powierzone mu zadania nawet wiedząc, że szanse na powodzenie Powstania są niewielkie.

Miałem szansę poznać człowieka, który wykonał swój obowiązek. Wojnę przeżył, a mimo znalezienia się w dającej szanse na ucieczkę od PRL-owskiej rzeczywistości amerykańskiej strefie okupacyjnej - w późnych latach 40. wrócił do kraju.

Nie poznałem dotąd człowieka bardziej wewnętrznie uczciwego. Wielu moich kolegów z klasy uważa podobnie.

Szacun, panie psorze.