Planowane na wrzesień wybory parlamentarne w Hongkongu będą przełożone z powodu nawrotu pandemii koronawirusa - ogłosiła szefowa administracji regionu Carrie Lam. Według opozycji rząd używa kryzysu jako wymówki, by uniemożliwić jej zwycięstwo.

Na konferencji prasowej Lam nie podała nowego terminu wyborów, powiedziała jedynie, że zostaną one przesunięte o rok. Określiła tę decyzję jako najtrudniejszą, jaką podjęła w ciągu siedmiu miesięcy walki z pandemią, ale konieczną, by chronić zdrowie mieszkańców.

Przełożenie głosowania jest ciosem dla opozycji demokratycznej, która na fali masowych antyrządowych protestów z ubiegłego roku odniosła miażdżące zwycięstwo w listopadowych wyborach do rad dzielnic i liczyła na przejęcie po raz pierwszy większości mandatów w Radzie Ustawodawczej - lokalnym parlamencie.

Szefowa władz zamierza przełożyć wybory, korzystając ze starego, kolonialnego rozporządzenia, które upoważnia ją do wprowadzania jakichkolwiek nowych przepisów w "sytuacji kryzysowej lub zagrożenia publicznego". Rząd centralny ChRL popiera tę decyzję - dodała Lam.

Hongkong mierzy się obecnie z trzecią falą pandemii, która przeciąża miejscową służbę zdrowia. Przez ostatnie dziesięć dni z rzędu w regionie zgłaszano ponad 100 nowych infekcji na dobę.

Grupa 22 prodemokratycznych posłów oceniła wcześniej w piątek, że przełożenie wyborów o więcej niż 14 dni wywołałoby kryzys konstytucyjny i wstrząsnęło podstawami systemu politycznego Hongkongu. Prawo Podstawowe (hongkońska mała konstytucja) stanowi, że kadencja posłów Rady Ustawodawczej trwa cztery lata - podała publiczna stacja RTHK.

Władze wykluczyły już ze startu w wyborach 12 opozycyjnych kandydatów, w tym demokratycznego działacza Joshuę Wonga. Podano szeroki wachlarz powodów dyskwalifikacji, w tym nawoływanie do samostanowienia Hongkongu czy zasadniczy sprzeciw wobec narzuconego regionowi przez Pekin kontrowersyjnego prawa o bezpieczeństwie państwowym.

Weteran hongkońskiego ruchu demokratycznego Lee Cheuk-yan ocenił w czwartek w rozmowie z PAP, że rząd sięga po "nieczyste zagrywki", ponieważ zdaje sobie sprawę, że "przegrałby w uczciwej walce" i chce uniemożliwić demokratom przejęcie większości mandatów w 70-osobowej izbie. Dałoby to im możliwość wetowania rządowych inicjatyw.