Wielu naszych sportowców po powrocie do kraju z zagranicznych zgrupowań musiało przejść kwarantannę. Oryginalnie ten czas wykorzystali oszczepnik Marcin Krukowski oraz jego ojciec i trener Michał Krukowski. W okolicach Serocku powstało wyjątkowe centrum treningowe.

Mimo epidemii koronawirusa Marcin Krukowski nie chciał wracać do Polski. Wydawało się, że pobyt w zamkniętym ośrodku treningowym w Turcji uda się dokończyć i spokojnie trenować. Tureckie władze zdecydowały jednak o zamknięciu tego typu ośrodków oraz o zamknięciu granic. Trzeba było wracać do kraju. To się udało. Na miejscu zawodnik i trener musieli jednak przejść 14-dniową kwarantannę. Nie mogli pozwolić sobie na spędzenie tego czasu na leniuchowaniu i postanowili, że będą trenować. Ale trzeba było zadbać o akcesoria do treningów. Do treningów wykorzystywany jest starty traktor, opony czy oś od starej "syrenki".

W dwa dni zbudowaliśmy takie nasze domowe centrum dowodzenia i treningu. A trenujemy na zamku. Mojego tatę gdy budował dom trochę poniosła fantazja i budynek właściwie wygląda jak zamek. Sprzętu wszelkiego rodzaju mamy dużo. Od ciężkich żelaznych części starych samochodów przez ciężkie kamienie po drewniane bale. To spokojnie zastępuje nam siłownię. Wycięliśmy krzaki, grabiliśmy teren, wyrównaliśmy teren, żeby treningi były bezpieczne - podkreśla Marcin Krukowski.

Jego ojciec i trener dodaje, że zawsze lubi być przygotowany na każdą ewentualność:

Jako dziecko PRL-u zawsze jestem gotowy na polityczne czy inne zawieruchy. Jestem przygotowany od strony żywieniowej, treningowej myślę, że co najmniej wystarczająco. Musieliśmy się przegrupować i dzień po powrocie do Polski zabraliśmy się do pracy. Łopaty, grabie poszły w ruch. Przygotowaliśmy plac. Część sprzętu nam dowieziono. Przesyłkę zostawiono pod bramą i mogliśmy ją bezpiecznie odebrać. I tak nie przerobimy tego, co planowaliśmy. Wróciliśmy trochę do treningu, który wykonywaliśmy zimą. Trenujemy raz dziennie, ale to długie zajęcia. Ćwiczenia są bardzo podobne, ale w rękach są po prostu inne przyrządy. Te są bardziej kłopotliwe, ale to nawet poprawia sytuację. Sztangę łatwo złapać, drewniany bal już mniej. W porozumieniu z fizjoterapeutą pracujemy także nad innymi częściami ciała. Liczy się nasza kreatywność. Wymyślamy ćwiczenia i dobieramy do tego odpowiedni sprzęt - opowiada trener Michał Krukowski.


Opracowanie: