Propozycja zmiany konstytucji, przedstawiona przez Jarosława Gowina jako "wybór za życiem lub śmiercią" jest jednym z najgorszych pomysłów, jakie może realizować kraj zmagający się z epidemią. W istocie chodzi bowiem o przeprowadzenie 10 maja wyborów, a następnie uznanie, że były "bezskuteczne" i niezależnie od ich wyniku - przedłużenie w czerwcu o dwa lata kadencji Andrzeja Dudy.

10 maja jednak do urn

Przedstawiony przez Gowina projekt nie zostawia w tej sprawie żadnych wątpliwości. Gdyby zawierał plan zniesienia, przełożenia czy odwołania wyborów, zapowiedzianych na 10 maja - byłoby to w nim zapisane wprost. Niczego takiego jednak w projekcie nie ma. Zamiast tego jest tam jednak przepis, świadczący o tym, że wybory 10 maja mają się odbyć, tyle że zgodnie z Art. 2 p. 2 projektu po jego uchwaleniu "stają się bezskuteczne". 

Inaczej mówiąc projekt Gowina nijak nie odnosi się do jego deklaracji słownych, że wybory nie powinny się odbyć. Zmierza tylko do ich unieważnienia, i to niepewnego, i z korzyścią wyłącznie dla Andrzeja Dudy.

Terminy: pierwsze czytanie

Piętą achillesową projektu poza jego aż nader przejrzystą treścią, faworyzującą jednego z kandydatów i przewidującą wbrew deklaracjom przeprowadzenie wyborów w maju, jest brak czasu na jego zrealizowanie. Pierwsze czytanie projektu zmian w Konstytucji może się odbyć nie wcześniej niż 30 dni od jego przedstawienia parlamentowi. Na razie nic takiego nie nastąpiło, a Gowin zrobił to tylko na Twitterze. Jeśli projekt zostanie dziś uznany za oficjalny, pierwsze czytanie może się więc odbyć dopiero na początku maja, to jednak nie wszystkie kłopoty.

Drugie czytanie

W wypadku projektu zmian w konstytucji nie może się odbyć wcześniej niż 14 dni po przedstawieniu sprawozdania komisji na temat poprawek, złożonych do niego w pierwszym czytaniu. To oznacza, że drugie czytanie będzie miało miejsce już po wyborach 10 maja. A zostaje jeszcze do przeprowadzenia trzecie - już zdecydowanie po wyborach.

Gowin zdaje sobie z tego sprawę. Nieprzypadkowo ostatni artykuł projektu mówi o jego wejściu w życie już w czerwcu. Po prostu wcześniej się nie da.

Senat

Zmiana konstytucji wymaga przyjęcia tego samego tekstu ustawy przez Sejm i Senat. W Sejmie za zmianą musi głosować co najmniej 2/3 posłów, w obecności przynajmniej połowy z nich, w Senacie poprawianie konstytucji wymaga bezwzględnej większości. Rządzący jej w Senacie nie mają, i choćby dlatego trudno liczyć na to, że jakakolwiek zmiana w konstytucji zostanie ostatecznie uchwalona. Jeśli zaś projekt Gowina nie przejdzie - wybory 10 maja nie "staną się bezskuteczne" tylko ich wynik będzie wiążący.

Fałszywa gra

Gra oparta na obiecankach "nie idźcie do wyborów, bo i tak je unieważnimy" jest podszyta fałszem - nie ma żadnej gwarancji, że zapowiadane unieważnienie się powiedzie. Co więcej - jawna chęć przedłużenia kadencji Andrzeja Dudy wyraźnie świadczy o tym, że sam autor projektu liczy się z przegraną prezydenta tak bardzo, że aż gotów jest się z tym zdradzić.

Spekulacje

Z kręgów bliskich Jarosławowi Gowinowi docierają informacje, że powodzenie jego planu opiera się na wprowadzeniu jednak, choćby na krótko, stanu klęski żywiołowej. To zakrawa jednak na kolejne, i to dwupiętrowe wizerunkowe samobójstwo: po pierwsze torpeduje twierdzenia rządzących, że epidemię i wybory  da się "ogarnąć" bez tego, a po drugie - kolejny raz dowodzi oderwania autorów od reguł konstytucyjnych.

Wprowadzenie stanu nadzwyczajnego oznacza bowiem automatyczny zakaz zmieniania w jego czasie konstytucji i ustawy o wyborze prezydenta, a do 90 dni po jego zakończeniu - przeprowadzania wyborów. 

Ryzykowna gra

Jeśli stan klęski żywiołowej miałby prowadzić do zniesienia daty wyborów, to de facto Gowin realizowałby w ten sposób scenariusz dawno już suflowany rządzącym przez opozycję. Dokładnie ten sam, przed którego użyciem rządzący bronią się od tygodni rękami i nogami wbrew oczywistości. Ustąpienie w tej sprawie PiS uznaje za drogę do kompromitacji.

Jeśli zaś na dodatek Gowin nie jest w stanie zagwarantować czerwcowego unieważnienia wyborów z 10 maja - a w Senacie go zagwarantować nie może - realizowanie jego projektu może mieć skutek najgorszy z możliwych:

Niewierzący w plan Gowina Polacy pójdą 10 maja do wyborów i zagłosują przeciwko Andrzejowi Dudzie. Wierzący w unieważnienie wyborów jego zwolennicy zostaną w domu, przekonani, że w czerwcu kadencja Dudy zostanie przedłużona. Andrzej Duda wybory więc przegra, a po nich Gowin przegra w Senacie ostatnią deskę ratunku dla PiS - unieważnienie majowych wyborów.

A pandemia sobie

Równocześnie taki rozwój wydarzeń spowoduje gwałtowny wzrost liczby zachorowań na koronawirusa - w wyniku gremialnego udziału w wyborach. Wyborach, których być nie powinno, ale będą.

I przed którym propozycja zmiany konstytucji wcale nie chroni.