Zadośćuczynienia w wysokości 1 mln zł od diecezji toruńskiej domaga się w pozwie Mariusz Milewski, który był ofiarą molestowania przez księdza Jarosława P. Duchowny został w 2016 r. prawomocnie skazany przez sąd na trzy lata pozbawienia wolności.

O wniesieniu pozwu do Sądu Okręgowego Milewski poinformował w Toruniu podczas konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Polska Laicka.

Jestem ofiarą księdza pedofila Jarosława P. - powiedział Milewski. Podał, że w 2015 r. trybunał diecezji toruńskiej, powołany przez ówczesnego ordynariusza toruńskiego biskupa Andrzeja Suskiego do zbadania nadużyć wobec niego jako osoby małoletniej, uniewinnił ks. Jarosława P.

W 2016 r. Sąd Rejonowy w Nowym Mieście Lubawskim skazał Jarosława P. za molestowanie małoletniego Milewskiego w latach 2000-2009 na trzy lata więzienia. Według Milewskiego wyrok uprawomocnił się w 2107 r., a od 2018 r. ks. Jarosław P. odbywa wyrok. W zeszłym roku Sąd Najwyższy nie uwzględnił kasacji wniesionej przez skazanego.

Milewski zaznaczył, że gdy ks. Jarosław K. miał przedstawione prokuratorskie zarzuty, został przeniesiony z parafii w Ostrowitem koło Jabłonowa Pomorskiego do rodzinnej parafii w Pucku.

Poinformował też, że z odpowiedzi na jego pozew wynika, że kuria nie poczuwa się do odpowiedzialności, uważając, że postępowanie Jarosława P. obciąża księdza, a nie instytucje kościelne.

Rozprawa przed Sądem Okręgowym w Toruniu z powództwa Milewskiego odbędzie się 12 marca.

"Sam musiałem dojść do tego, że to nie jest moja wina"

Miałem 9 lat, gdy zaczęło się to dziać. Trwało to ok. 9 lat - mówił w marcu ubiegłego roku w RMF FM Mariusz Milewski. Sam musiałem dojść do tego, że to nie jest moja wina, że to wina księdza. Nawet gdyby wtedy powiedział, to podejrzewam, że nikt by nie uwierzył - tłumaczył.

W 2012 roku próbowałem spotkać się z biskupem. Znał mnie, wiedział, kim jestem. Chciałem mu spojrzeć w oczy i powiedzieć, co się stało. Po 4 miesiącach próśb kierowanych do kurii udało mi się spotkać z biskupem. Biskup nie był zdziwiony. Ubolewał, powiedział, żebym w liście ze szczegółami opisał, co się działo. Ciężko było mi to opisać. Zbierałem się do tego tygodniami. W listopadzie 2012 roku list trafił do biskupa, zaczął się proces przygotowawczy w kurii - wspominał Milewski w rozmowie z Marcinem Zaborskim. Byłem przekonany, że Kościół mi pomoże - dodawał. 

Zamiast tego, jak wspominał, był oskarżany przez kurię, że chce wyłudzić pieniądze. Sąd biskupi uniewinnił księdza, co innego zdecydował sąd cywilny. Ostatecznie po kilkuletnim procesie Sąd Najwyższy przyznał rację Milewskiemu. W końcu po 7 latach temu małemu chłopcu ktoś uwierzył, uwierzyła instytucja państwowa, nie kościelna - tak mówi Milewski.