Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu ruszył proces, jakiego jeszcze w Polsce nie było. Na ławie oskarżonych zasiadł Tomasz J., który w ocenie śledczych celowo wysadził w powietrze kamienicę na poznańskim Dębcu w marcu 2018 roku. Prokuratura zarzuca mężczyźnie m.in. zabójstwo żony, znieważenie jej zwłok i usiłowanie zabójstwa 34 mieszkańców kamienicy. Tomasz J. nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów.

Do tragedii doszło 4 marca zeszłego roku. Wskutek wybuchu gazu zawaliła się część kamienicy na poznańskim Dębcu. W ruinach znaleziono ciała pięciu osób, rannych zostało łącznie ponad 20 mieszkańców kamienicy.

Prowadząca sprawę poznańska prokuratura ustaliła, że bezpośrednią przyczyną eksplozji w budynku było celowe odkręcenie rury doprowadzającej gaz do kuchenki znajdującej się w mieszkaniu Tomasza J. Mężczyzna - jak się później okazało - chciał w ten sposób zatrzeć ślady przestępstwa.

ZOBACZ TAKŻE: Eksplozja w kamienicy w Poznaniu próbą zatarcia śladów. Wcześniej doszło tam do zabójstwa

Prokuratura oskarżyła Tomasza J. o zabójstwo żony Beaty, znieważenie jej zwłok, a także zabójstwo czterech osób i usiłowanie zabójstwa kolejnych 34 osób poprzez spowodowanie wybuchu gazu. Tomasz J. został także oskarżony o spowodowanie wypadku drogowego, w wyniku którego ciężkich obrażeń ciała doznał jego syn Kacper.

Zabił żonę, bo chciała się rozwieść

Jedną z pierwszych osób przewiezionych do szpitala krótko po wybuchu był 43-letni Tomasz J. Mężczyzna był w ciężkim stanie. Miał poparzenia II i III stopnia na 50 proc. powierzchni skóry: głowy, pleców i rąk. Poparzone miał drogi oddechowe, stłuczone płuco i złamane żebro. Ze względu na obrażenia został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej. Lekarze wybudzili go w połowie marca.

Prowadząca śledztwo prokuratura ustaliła, że to właśnie on doprowadził do katastrofy, żeby wybuch zatarł ślady zabójstwa żony. Był o nią zazdrosny. Para miała kilkunastoletniego syna. Tomasz J. pracował za granicą. Według nieoficjalnych informacji, już wcześniej był agresywny. Żona postanowiła się z nim rozwieść.

Na początku stycznia 2018 roku doszło do wypadku samochodowego. Autem jechał Tomasz J. z synem. Mężczyźnie nic poważnego się nie stało, natomiast chłopiec przez długi czas przebywał w szpitalu. W chwili wybuchu w kamienicy nie było go w domu. Do wypadku miało dojść krótko po tym, jak Beata J. oświadczyła mężowi, że od niego odchodzi. Kobieta miała mówić, że mąż z zemsty próbował zabić ich syna. Po tym zdarzeniu zerwała z nim kontakt.

Mężczyźnie grozi dożywocie

Tomasz J. odmówił składania wyjaśnień. Przed skierowaniem do sądu aktu oskarżenia został poddany obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Biegli orzekli, że w chwili popełnienia zarzucanych mu czynów był całkowicie poczytalny. Grozi mu dożywocie.

Wyjątkowe środki bezpieczeństwa

Proces Tomasza J. rozpoczął przed Sądem Okręgowym w Poznaniu. Rozprawa odbyła się w największej sali sądu, zaś oskarżony uczestniczył w rozprawie w przylegającym do sali pomieszczeniu; za pancerną szybą. Tomasz J. nie przyznał się do żadnego z zarzucanych mu czynów; odmówił także złożenia wyjaśnień. Za pośrednictwem swojego adwokata złożył oświadczenie, że nie chce uczestniczyć w rozprawie, ani nie chce być doprowadzany na kolejne. Potem został wyprowadzony z sali rozpraw.

W trakcie piątkowej rozprawy sąd przesłuchał pierwszego świadka w sprawie. Zeznania składała siostra Beaty J. - Iwona. Kobieta wspominała rozmowy ze swoją siostrą, która mówiła, że Tomasz J. miał problemy z alkoholem. Miała się też zwierzać, że bała się swojego męża. Ten miał jej grozić śmiercią, kiedy zakomunikowała mu, że zamierza wnieść o rozwód.

Siostra Beaty J. jest obecnie prawną opiekunką syn zamordowanej i oskarżonego. Wyjaśniała, że chłopiec wymaga ciągłej opieki psychologa i rehabilitacji po wypadku samochodowym, do jakiego również celowo miał doprowadzić Tomasz J.