Potrzebujemy zmiany sposobu myślenia na temat reagowania na skutki ocieplenia klimatu, trzeba zacząć realnie myśleć o wycofywaniu się z wrażliwych na podniesienie poziomu mórz wybrzeży - przekonują na łamach czasopisma "Science" amerykańscy naukowcy. W tej chwili opuszczenie najniżej położonych miejsc uznaje się za strategię ostatniej szansy, zdaniem autorek pracy, niesłusznie.

A.R. Siders z University of Delaware, Miyuki Hino i Katharine J. Mach ze Stanford University i University of Miami przekonują, że takich działań nie należy postrzegać jako porażki, ale adaptację do zmieniających się warunków. Przyznają, że zdają sobie sprawę z tego, że to sprawa politycznie wrażliwa, ale ich zdaniem nie ma już wątpliwości, że takie wycofanie będzie konieczne, pozostają tylko pytania gdzie i kiedy. Ich zdaniem, odpowiednie przygotowania mogłyby pomóc zminimalizować negatywne skutki takiej akcji, zwiększając równocześnie możliwe społeczne, środowiskowe i ekonomiczne zyski. Dopóki uznaje się, że takiego rozwiązania trzeba uniknąć za wszelką cenę, nikt nie prowadzi odpowiednich analiz i nie planuje optymalnych działań.

Musimy przestać postrzegać nasze relacje z naturą, jako wojnę. Nie przegrywamy i nie wygrywamy, po prostu dopasowujemy się do zmian środowiska. Poziom mórz się podnosi, huragany prowadzą do zalewania niżej położonych terenów, musimy się więc trochę cofnąć - mówi prof. Siders z UD Disaster Research Center. Jej zdaniem nasze myślenie zbyt często nawiązuje do klęsk żywiołowych, które do tej pory prowadziły do pospiesznych ewakuacji. Jeśli procedura wycofania się z niżej położonych terenów zostanie dobrze przemyślana i zaplanowana, będzie ją można przeprowadzić w najlepszy możliwy sposób. 

Autorki pracy zwracają uwagę, że tworzenie planów wycofania wymaga wzięcia pod uwagę wielu czynników, w tym społecznych i ekonomicznych. Akcja może pomóc w osiągnięciu pewnych celów społecznych, rewitalizacji społeczności, zapewnienia jej zrównoważonego rozwoju. Niektórzy uznają, że to dowód porażki, my uważamy, że to skupienie się na tym, co najważniejsze - mówi Siders. Bez względu na okoliczności, przeprowadzka jest trudna, trudno znaleźć nowe miejsce, spełniające społeczne, kulturalne i finansowe wymagania. Wyzwaniem jest fakt, że zwykle koncentrujemy się na samym zapewnieniu bezpieczeństwa, nie zwracając uwagi na otwierające się możliwości - dodaje Hino.

Badaczki przyznają, że ewakuacje, konieczne przynajmniej w niektórych regionach to nie jest jeszcze sprawa najbliższego roku czy nawet dekady, mimo wszystko trzeba zacząć rozważać, w jakich miejscach ograniczać rozwój i inwestycje, a jakie przygotowywać na ewentualne miejsce przeniesienia ludności. Przygotowania do wycofania się z wybrzeży w odpowiedzi na ocieplenie klimatu dopiero mogą się rozpocząć - mówi Mach. Sprawa wymaga analizy wielu aspektów działania społeczności i czynników istotnych dla ich gotowości odporności w obliczu zmian klimatycznych - tłumaczy. 

W pierwszej kolejności same społeczności muszą określić zagrożone miejsca, ocenić, które z nich chciałyby ocalić i jakie mechanizmy są konieczne by nakłonić ludzi do przenosin. Plany wycofania trzeba umieścić w kontekście szerszej dyskusji o koniecznych programach społecznych - dodaje Siders. Wycofanie nie może być tylko sposobem uniknięcia ryzyka, ale musi być drogą do faktycznie lepszej przyszłości - podsumowuje.