Kilku mniej dotychczas znanych eurodeputowanych – jest przykładem dla kandydatów na europosłów z pierwszych stron gazet, którzy niedługo zasiądą w ławach europarlamentu. Pokazali, że można ciężko pracując i nie szukając poklasku w mediach – osiągnąć bardzo wiele. A przede wszystkim można pracować w interesie Polski ponad podziałami.

Kiedyś, w poprzednich kadencjach, taka współpraca ponad podziałami była normą (słynne spotkania Klubu Polskiego podczas którego polscy eurodeputowani wszystkich opcji ustalali strategie przed głosowaniami na sesji plenarnej PE) , teraz  okazała się - wyjątkiem. Dlatego trzeba o tym powiedzieć i wymienić nazwiska tych najlepszych. 

Dzięki pomysłowemu fortelowi kilku  eurodeputowanych - wciąż jest szansa na opóźnienie wejścia w życie niekorzystnych dla naszych firm przewozowych przepisów pakietu mobilności  i to pomimo przegranego dzisiaj głosowania na sesji plenarnej.

Gra na czas, którą podjęli, prawdopodobnie przyniesie rezultat i nie uda się ostatecznie uzgodnić za tej kadencji PE kontrowersyjnych przepisów.

Po raz pierwszy w tej kadencji polscy europosłowie nie tylko działali ponad podziałami, ale i tak kreatywnie wykorzystali procedury PE. Wymyślili znakomity fortel: zasypali europarlament grubo ponad tysiącem poprawek starając się "zakorkować" głosowania. Była to ich odpowiedź na "dopychanie kolanem" pakietu mobilności pod presją Niemiec i Francji.

Umieli także skupić wokół siebie europosłów z innych państw: Rumunii, Bułgarii czy krajów bałtyckich. Jeszcze dzisiaj rano wspólnie - jako przedstawiciele regionu Europy Środkowo-Wschodniej, udali się w tym międzynarodowym składzie do szefa PE Antonio Tajaniego, by lobbować za odroczeniem głosowania.  

Rzadko chwalę eurodeputowanych, ale tym razem z czystym sumieniem mogę to zrobić.

Europoseł PiS Kosma Złotowski od samego początku "trzymał rękę na pulsie". Trzymał także "język za zębami", by za wcześnie nie zdradzić szalonego planu "technicznej obstrukcji". Chodziło o to, żeby wdrożyć ten plan dopiero w momencie, gdy dla zwolenników pakietu mobilności nie liczyły się już argumenty, tylko siła. Nie odpuszczał ani na moment. Ostatnią analizę poprawek przed dzisiejszym glosowaniem - skończył ze swoimi asystentami dopiero nad ranem.

Elżbieta Łukaciejewska (PO) tak walczyła, że skłóciła się z niemieckimi i francuskimi kolegami z własnej grupy politycznej (EPL). Isamil Ertug, niemiecki chadek, autor części niekorzystnych dla Polski przepisów, przestał w końcu odbierać od niej telefony i obraził się.

W tej walce wybijała się także Danuta Jazłowiecka z PO, która znała każdy przepis na pamięć, stała się wręcz ekspertką w trudniej dziedzinie delegowania pracowników. Docierała do każdego europosła, komisarza, czy prawnika, by przekonywać lub zaczerpnąć informacji.

Bardzo ciekawe było to, że właśnie ci posłowie najmniej upolityczniali całą sprawę i nie przerzucali się odpowiedzialnością (w stylu PiS kontra PO i na odwrót), co jest normą w naszym kraju.

Może dlatego, że doskonale zdawali sobie sprawę, że w tym sporze chodzi naprawdę o grę interesów i że mamy tu do czynienia z brutalnym protekcjonizmem francusko-niemieckim. A więc gadanie o tym, czego druga, strona krajowej sceny politycznej  nie dopilnowała, jest mało przekonujące.