Prokuratura przejmuje nadzór nad sprawą wczorajszego zuchwałego napadu w Jankach pod Warszawą. Łupem złodziei mogło paść nawet półtora miliona złotych. Rabusie okradli przed centrum handlowym osoby, które niosły pieniądze do banku. Policja szuka sprawców. Ma już natomiast samochód, którym uciekli. Zabezpieczono też broń, której napastnicy użyli do sterroryzowania obywateli Chin - to ustalenia dziennikarza RMF FM.

Śledztwo będzie prowadzone pod kątem rozboju, czyli kradzieży z użyciem przemocy i zaboru mienia znacznej wartości. Od zebranego materiału przez policję będzie zależało, czy prokurator od razu założy, że był to rozbój kwalifikowany czyli z użyciem broni. 

Dziennikarz RMF FM dowiedział się, że w miejscu napadu znaleziono broń. Teraz eksperci ocenią, co to za rodzaj broni i czy wymagane jest na nią pozwolenie. Nie wykluczone, że jest to przerobiony pistolet.

Nasz dziennikarz ustalił ponadto, że z tej broni nie oddano strzałów podczas napadu - przyłożono jednemu z napadniętych do twarzy, by oddał pakunek z pieniędzmi.

Chińczycy mieli wpłacić do banku utarg z kantoru, który prowadzili.

Samochód, którym uciekli bandyci, to duży SUV. Został odnaleziony w Warszawie.

Zatrzymano właściciela auta, który twierdzi, że nic nie wie o napadzie. Auto miało fałszywe tablice rejestracyjne.

Policja i prokuratura nadal nie podają, ile osób brało udział w napadzie. 

Wiadomo, że napastnicy byli zamaskowani. 

Policja cały czas poszukuje i przesłuchuje świadków oraz analizuje nagrania z monitoringu centrum handlowego.

Z ustaleń reportera RMF FM wynika, że śledczy mają obawy, czy poszkodowani trzej obywatele Chin będą chcieli współpracować, by wyjaśnić okoliczności napadu.

(j.)