Szwedzie służby są bezsilne wobec pożarów, jakie trawią lasy od koła podbiegunowego po Bałtyk. Dan Eliasson z rządowego centrum kryzysowego przyznaje, że brakuje środków do walki z ogniem zarówno na ziemi, jak i w powietrzu. Chwali inicjatywę lokalnych władz w Trängslet, które na pomoc wezwały lotnictwo wojskowe.

Szwedzkie lotnictwo wojskowe przystąpiło do bombardowania płonących terenów leśnych w Trängslet. Tam zaczyna już brakować wody do gaszenia pożarów.

To lokalne władze wyszły z niespotykaną inicjatywą. Ich pomysł polega na tym, że wzniesiona w powietrze po wybuchu pocisku ziemia opadnie i przydusi tlące się podłoże.

W środę po południu w powietrze wzniosły się gripeny i jeden z nich z wysokości 3000 metrów eksperymentalnie zrzucił pocisk na płonący las. Później na konferencji prasowej ogłoszono sukces: Zadziałało!

Johan Szymanski, kierujący całą akcją gaszenia płonących lasów uznał, że choć bombardowanie lasów niesie ze sobą ryzyko, może zostać zastosowane przy "najgorszym możliwym scenariuszu", kiedy zawiodą już wszystkie metody konwencjonalne.

To był eksperyment, chcieliśmy sprawdzić, czy to zadziała, udało się, ale nie planujemy stosować tej metody - powiedział Szymanski w rozmowie z RMF FM.

Próbowaliśmy już wszystkich metod. W końcu wpadliśmy na pomysł, że "usunąć" tlen, tak aby przestało się palić. Najprostsze wydało się odpalenie pocisku. Stwierdziliśmy, że spróbujemy. Poprosiliśmy lotnictwo wojskowe i jeden z gripenów zrzucił pocisk w odludnym miejscu. Okazało się, że to jest dobra metoda, ale zastosujemy ją tylko wtedy, kiedy zawiodą wszystkie inne - powiedział nam Johan Szymanski. 

Tegoroczne lato w Szwecji uznaje się za najgorsze od 260 lat: susza jest ekstremalna, płonie 25 000 hektarów - to powierzchnia 35 700 boisk piłkarskich - i wciąż istnieje ryzyko wybuchu nowych pożarów.

Z pożarami walczą tysiące ludzi: strażacy, funkcjonariusze obrony cywilnej, policji, wojska i setki ochotników.

W Szwecji są także polscy strażacy. Jak wygląda ich praca? Zobacz na zdjęciach i filmach: