Do niecodziennej sytuacji doszło w Zielonej Górze, gdzie 4-letnia dziewczynka wezwała pogotowie ratunkowe do nieprzytomnego ojca. Zaalarmowane służby od razu pojawiły się na miejscu. Ale nikt im nie otworzył drzwi. Gdy lekarz zobaczył otwarty balkon, długo się nie namyślał. Wspiął się po budynku i wszedł do mieszkania. Szybka reakcja prawdopodobnie uratowała życie nieprzytomnemu mężczyźnie.

Jak podaje Fakt.pl, w sobotę wczesnym wieczorem 4-latka zadzwoniła pod numer 112, powiedziała, że bliska jej osoba potrzebuje pomocy, podała adres i się rozłączyła. Na miejsce przyjechała karetka pogotowia i policja, ale drzwi do mieszkania były zamknięte. Wezwano straż pożarną, a czas uciekał.

Lekarz Robert Górski nie chciał czekać i pobiegł na tył budynku. Zauważył, że w mieszkaniu na pierwszym piętrze otwarte są drzwi od balkonu. Wspiął się po barierkach i tak trafił do mieszkania.

W środku znajdował się mężczyzna, jak podaje "Fakt", nieprzytomny i siny z niedotlenienia. Okazało się, że to ojciec dziewczynki. Lekarz od środka otworzył drzwi do mieszkania, a ratownicy natychmiast zajęli się mężczyzną, który został przewieziony do szpitala.

Dziewczynka z kolei siedziała wystraszona w drugim pokoju. Bała się otworzyć obcym drzwi. Jak relacjonuje Górski, dziecko trafiło pod opiekę strażaków.

Gdyby nie przytomna postawa najpierw dziewczynki, a potem lekarza, sprawa mogła skończyć się o wiele gorzej.

Jak z kolei przypomina TVN24, o lekarzu było głośno już wcześniej. W styczniu wyłamał on szlaban na parkingu szpitala. Karetka jechała wtedy do kobiety, która narzekała na ból serca.

Pojazd na sygnale chciał wyjechać pod prąd, bo - jak tłumaczyli lekarze - liczyła się każda minuta.

Gdy załoga podjechała pod zamknięty szlaban, lekarz wysiadł z ambulansu i poprosił portiera o jego otwarcie. "Usłyszałem, że mamy jechać dookoła. Zagroziłem, że jeśli nie otworzy, to mu ten szlaban po prostu wyłamiemy. Powiedział: "To wyłamuj, ale za niego zapłacisz" - opisywał dziennikarzom Robert Górski. Więc długo się nie namyślaliśmy, wyłamałem szlaban i pojechaliśmy dalej - tłumaczy.