Namiętne pytanie o ukryte pragnienia zamiast zagadnień bezpieczeństwa międzynarodowego. Taką atrakcję zafundował dziennikarzom Biały Dom, błędnie podając numer telefonu, pod którym odbywała się telekonferencja z Hillary Clinton. Dziennikarze zamiast z sekretarz stanu USA łączyli się z sekstelefonem.

REKLAMA

Biały Dom niechętnie mówi o całej historii. Wyjaśnia tylko, że jeden z pracowników błędnie wpisał numer telefonu w komunikacie prasowym. Telekonferencja była prowadzona z Londynu, gdzie Hillary Clinton uczestniczyła w szczycie G-20, i prawdopodobnie źle podano międzynarodowy prefiks poprzedzający numer.

Jeszcze w trakcie konferencji Biały Dom wysłał kolejny komunikat prasowy z lakoniczną informacją, że jeżeli ktoś ma kłopot z połączeniem, powinien skorzystać z alternatywnego numeru telefonu. Tam dziennikarze słyszeli już faktycznie głos Clinton, a nie rozmarzonej kobiety, obiecującej chwile zapomnienia w zamian za numer karty kredytowej.